Szpitale alarmują, że zapasy leków onkologicznych wystarczą im tylko do końca tygodnia. Cały czas brakuje podstawowych leków podawanych walczącym z nowotworami. Ministerstwo Zdrowia zaproponowało kilka rozwiązań tego problemu, ale - jak na razie - żadne nie jest skuteczne.
Jesteśmy zabezpieczeni tylko do końca tygodnia, mamy jeszcze kilkadziesiąt ampułek leków potrzebnych do chemioterapii - mówią w rozmowach z reporterką RMF FM Agnieszką Witkowicz lekarze i dyrektorzy szpitali z całej Polski. Ministerstwo Zdrowia zaproponowało procedurę sprowadzania leków zza granicy, ale efektów na razie nie widać. Choć w szpitalach przyznają, że resort wyjątkowo szybko odsyła dokumenty, to od przyspieszenia procedury na razie leków nie przybyło.
Pracownicy szpitali, z różnych regionów Polski, pytani o przyszłość pacjentów, zgodnie odpowiadają: dziś jeszcze można podać im chemię. Wszyscy liczą pozostałe ampułki i czekają, aż przyjdą leki zza granicy. Trzeba się dowiadywać pod koniec tygodnia - usłyszał jeden z rozmówców RMF FM w swojej hurtowni. Taka niepewność zdecydowanie utrudnia leczenie pacjentów chorych na raka, bo jak mówią lekarze, serie chemioterapii dla poszczególnych osób trzeba planować. Gdy każdy dzień jest walką o kilka czy kilkanaście ampułek, to po prostu niemożliwe.
Po alarmie wszczętym przez szpitale Ministerstwo Zdrowia podało na swojej stronie adres hurtowni, gdzie podobno są leki. Jedną z nich odwiedził reporter RMF FM Piotr Glinkowski. Jak się okazało, rzeczywiście posiada ona ratujące życie specyfiki, ale bardzo niewiele i tylko dla wybranych szpitali. Tych, z którymi ma podpisane umowy.
Magazyn w tej wrocławskiej hurtowni od wielu tygodni świeci pustkami. Udało im się jednak sprowadzić kilka tysięcy fiolek zza granicy. Między innymi z Niemiec i Wielkiej Brytanii. Strzeliłbym sobie w kolano, gdybym powiedział: "Proszę bardzo, niech wszystkie szpitale dzwonią do mnie, bo mam te leki". Mam takie partie, jakie są mi potrzebne, nawet nie jest to 50 procent zapotrzebowania na polskim rynku - mówi właściciel hurtowni.
Nasz reporter sprawdził inne hurtownie - tam jest jeszcze gorzej. Leki onkologiczne w ramach importu równoległego dotrą dopiero za 10 dni. Zapasy już dawno się kończyły. Wszyscy hurtownicy, z którymi rozmawiało RMF FM, zaznaczają, że nie będą podpisywać nowych kontraktów, bo wobec lekowego kryzysu nie w stanie zapewnić szpitalom kolejnych dostaw.
Problem z niedoborem leków onkologicznych powstał, kiedy jeden z producentów wstrzymał dostawy. A chodzi o jedyny dostępny na rynku specyfik do chemioterapii leczącej niektóre rodzaje nowotworów. W efekcie wielu pacjentom grozi teraz przerwanie leczenia. Kontynuacji terapii nie zapewnia również Ministerstwo Zdrowia.
Lekarze próbowali zdobywać leki, szukając ich na przykład w hurtowniach farmaceutycznych. Tam jednak nie ma już leków onkologicznych. Brakuje zarówno preparatu zarejestrowanego w Polsce, jak i jego zamienników. Magazyny świecą pustkami już od wielu tygodni.