"Zgadzam się, że są to historyczne wybory, ponieważ polaryzacja w Stanach Zjednoczonych jest większa niż w ostatnich dekadach. (…) Mamy do czynienia z sytuacją, w której Amerykanie są swoim krajem rozczarowani. To znajduje wyraz w tym, jak te wybory przebiegają, a także w tym, co się działo kilka lat temu, kiedy zakwestionowano wynik wyborczy. To są także wybory, które w pewnym sensie określą przyszłość Ameryki" - mówił w rozmowie z Piotrem Salakiem podczas Amerykańskiego Wieczoru Wyborczego w Radiu RMF24 dr Marcin Fatalski, amerykanista z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Już wkrótce poznamy osobę, która obejmie najważniejszy urząd w Stanach Zjednoczonych. Amerykanista dr Marcin Fatalski zauważa jednak, że mieszkańcy USA postrzegają raczej rząd federalny i samego prezydenta, jako odległy byt.

Generalnie rząd federalny ma mniejszy wpływ na życie obywateli i wielu z nich się mniej przejmuje tym, kto zostanie prezydentem. Oczywiście angażują się w to emocjonalnie - mówił dr Marcin Fatalski.

Harris czy Trump?

O fotel prezydenta ubiegają się Kamala Harris i Donald Trump, który wcześniej już ten urząd sprawował. Czy dzisiejszy kandydat republikanów różni się od tego kim był w poprzedniej kadencji? - takie pytanie zadał dr. Fatalskiemu nasz dziennikarz Piotr Salak.

Myślę, że on jest bardziej radykalny. (...) To, co możemy powiedzieć, to fakt, że Donald Trump ma retorykę bardzo mocną. Ale czasami nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy za tą retoryką pójdą jakieś poważniejsze, mające ogromny wpływ na świat decyzje - twierdzi amerykanista.

Kamala Harris natomiast nie była pierwszą kandydatką z ramienia demokratów, początkowo był nim Joe Biden. Kiedy obecny prezydent nie radził sobie z kampanią, zdecydowano się na zastąpienie go Harris.

Weźmy taki prosty przykład jak kwestia imigracji. Ona za nią odpowiadała. Nikomu się nie udało tej kwestii w Stanach Zjednoczonych załatwić w sposób skuteczny, satysfakcjonujący dla wyborców. To jest problem, który postrzegają zarówno demokraci jak i republikanie, jako trudne wyzwanie dla Stanów Zjednoczonych. Także wyborcy Partii Demokratycznej nie są entuzjastycznie nastawieni do napływu imigrantów, więc fakt, że ją niejako obarczono w toku prezydentury Bidena tą kwestią, nie pomagał jej wcale wizerunkowo. Ja bym powiedział, że ku zaskoczeniu bardzo wielu, ona się zbudowała w ciągu tego krótkiego okresu po ogłoszeniu jej nominacji - zauważa dr Fatalski.

O tym, kto zostanie nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych dowiemy się już za kilka godzin.

Opracowanie: