Analizy zapisów kamer przemysłowych, przesłuchania 30 pracowników, liczne przeszukania – nic nie pomogło w ustaleniu, dlaczego rok temu z Mennicy Państwowej zniknęło osiem kilogramów platyny. Kruszec był wart blisko milion złotych.
Wiadomo tylko, że dzień przed zniknięciem platynę włożono do pieca, w którym miała zostać przetopiona. Jednak rano po cennym kruszcu już nie było śladu. Do tej pory nie wiadomo ani gdzie jest platyna, ani kto ją ukradł.
Śledztwo umorzono, ponieważ nie znaleziono wystarczających dowodów winy. Zgromadzone materiały pozwoliły jedynie na „typowanie”, kto spośród pracowników Mennicy może stać za kradzieżą. Nikt inny bowiem, według policjantów, platyny ukraść nie mógł. - Trudno byłoby poruszać się po tym budynku osobom obcym, tym bardziej, że wejścia i wyjścia są ewidencjonowane - tłumaczą funkcjonariusze.
Nieoficjalnie wiadomo, że mimo umorzenia śledztwa policja i służby specjalne monitorują platynowy rynek. Jednak jak na razie w Polsce nie próbowano sprzedać takiej ilości platyny. Kruszec jest więc albo ukryty, lub został wywieziony za granicę. Skradziona platyna to stop, który nie nadaje się do wyrobu biżuterii, więc nie mogła on trafić w małych partiach do handlarzy. Najprawdopodobniej miną lata, zanim złodzieje zdecydują się ją sprzedać. Sprawą zajął Przemysław Marzec. Posłuchaj jego relacji:
Siedziba Mennicy mieści się w kompleksie budynków, ulokowanych między budynkami dawnego getta i blokami. Choć z zewnątrz nie widać żadnych szczególnych środków bezpieczeństwa, dyrektor Mennicy zapewnia, że po zniknięciu platyny zmieniono zabezpieczenia. - Myślę, że nie powinno się coś takiego zdarzyć po raz kolejny - uważa Marek Radzicki.