Jagiełło nie ostrzegał, a przestrzegał starachowickich radnych przed planowana akcją CBŚ – tak stwierdził senator SLD Jerzy Suchański po konfrontacji z b. posłem Sojuszu Andrzejem Jagiełłą w kieleckiej prokuraturze.

Zdaniem obu panów to zasadnicza różnica. Sam Jagiełło przyznał, że dzwonił do starosty starachowickiego, bo miał informacje o łapówce (nie sprecyzował jakiej), ale - jego zdaniem - była to reakcja spontaniczna, a nie ostrzeżenie.

Jagiełło oświadczył, że konfrontacja była dalszym potwierdzeniem jego niewinności. Od razu zaznaczył, że wchodząc do budynku zapędził się mówiąc, że notatka senatora to efekt walki między Suchańskim, a Długoszem o przywództwo w świętokrzyskiej organizacji SLD.

Suchański – na własne życzenie - rozpoczął składanie zeznań w czwartek. W piątek zeznawał przez ponad 7 godzin. Po wyjściu z prokuratury spotkał się z dziennikarzami, jednak na większość pytań odpowiadał: tajemnica śledztwa.

Afera starachowicka - fakty

Mówił również, że jest zdziwiony, iż podano do publicznej wiadomości treść jego notatki na temat przecieku w sprawie starachowickiej. Notatkę taką otrzymał w czwartek premier Leszek Miller i natychmiast skierował ją do prokuratury. Według sekretarza generalnego SLD Marka Dyducha z jej treści wynika, że informatorem posła Andrzeja Jagiełły w sprawie starachowickiej był szef świętokrzyskiego SLD Henryk Długosz.

Tymczasem szef MSWiA Krzysztof Janik powiedział, że nie ma podstaw do wprowadzenia zarządu komisarycznego w starostwie powiatowym w Starachowicach. Dodał, że zlecona przez niego kontrola starachowicka nie wykazała większych nieprawidłowości.

Minister nie wykluczył jednak, że może dojść do wprowadzania zarządu komisarycznego, jeśli w ciągu następnych tygodni Radzie Powiatu nie uda się powołać nowego starosty. Może to się wiązać z koniecznością zorganizowania wcześniejszych wyborów do Rady - stwierdził Janik.

07:30