Kolejny raz warszawskiemu Sądowi Okręgowemu nie udało się rozpocząć procesu w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Już po raz czwarty z rzędu przyczyną odroczenia procesu była nieobecność jednego oskarżonych - Władysława Łomota. Piotr Andrzejewski, oskarżyciel posiłkowy jest przekonany, że jest to celowe działanie.
"Jeżeli ten sam oskarżony, swego czasu wnioskujący o badania, a później się uchylał od tych badań, jeśli dzisiaj – przy stwierdzeniu, że może stawać, ale sytuacja stresowa może w przyszłości zagrozić jego zdrowiu, przysyła na godzinę rozpoczęcia procesu informację od psychiatry, że psychiatra uważa, że nie może się on dziś stawić – to są to po prostu kpiny” – uważa Andrzejewski. Sam proces został odroczony do 16 października. Sąd zapowiedział, że jeśli i tym razem Łomot nie zgłosi się, zostanie doprowadzony przed oblicze Temidy przez policję. Proces jak zwykle śledziła Beata Grabarczyk. Co dziś zmieniło się w kontekście poprzednich ośmiu odsłon? Odpowiedzi szukała nasza reporterka:
Przypomnijmy: oskarżeni to: 78-letni dziś gen. Jaruzelski (ówczesny szef MON), Stanisław Kociołek (ówczesny wicepremier), gen. Tadeusz Tuczapski (wiceszef MON) oraz dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Wszystkim grozi dożywocie. Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r., podczas tłumienia przez milicję i wojsko na Wybrzeżu robotniczych protestów przeciw drastycznym podwyżkom cen, zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.
foto Archiwum RMF
15:50