Trochę jak ofiary chwytane w pajęczynę czują się pracownicy wielu dużych i wielkich sklepów w Polsce. Pracownicy jednej z gorzowskich sieci handlowych skarżą się, że są bez przerwy inwigilowani.
Naszemu reporterowi powiedzieli – anonimowo - że za każdym razem, kiedy wychodzą na przerwę, są przeszukiwani. Czują się upokorzeni podejrzeniami, że kiedy wychodzą ze sklepu, mogą wynosić jakieś towary.
Czy idziemy na papierosa, czy idziemy do łazienki, to jesteśmy kontrolowani. Uważam, że zbyt często. To duży obiekt i obawiają się, że możemy coś wynieść - mówi jeden z pracowników. Na razie boją się mówić otwarcie, doświadczenie z innych miejsc uczy, że głośno zaczną protestować, gdy przekroczona zostanie pewna granica. Chyba że wcześniej Państwowa Inspekcja Pracy skłoni szefów sieci do innego traktowania pracowników.
Gorzów to, niestety, nie wyjątek. Już kilkanaście śledztw w całym kraju prowadzonych jest przeciwko sieci „Biedronka”. Na polecenie Prokuratora Krajowego, poznańska prokuratura zbada, czy łamanie praw pracowniczych dotyczy całej sieci czy też pojedynczych sklepów. Chodzi o to, by sprawdzić , czy doszło do "uporczywego bądź złośliwego naruszenia praw pracowniczych za wiedzą i przyzwoleniem kierownictwa siec".
Tomasz Gdowski z Państwowej Inspekcji Pracy podkreśla, że nie tylko w dużych firmach handlowych, także w osiedlowych sklepikach łamane bywają prawa pracownicze. Gdowski przyznaje, że inspektorzy rzadko do nich zaglądają: Może się zdarzyć, że jeden mały sklepik będzie skontrolowany raz na 5-6 lat. Nadzieja w nas, konsumentach, że będziemy omijać napiętnowane sieci handlowe, ale klienci przynajmniej na razie zainteresowani są niskimi cenami.