Po rzeczniku MON, który sam zresztą podał się do dymisji, konsekwencje w związku z aferą z rakietami Roland, poniesie jeszcze dwóch niskich rangą oficerów. Takie informacje usłyszeli posłowie komisji obrony i spraw zagranicznych przepytujący wczoraj kierownictwo MON-u i armii.
Posłowie usłyszeli, jakie wnioski zawarto w specjalnym raporcie w tej sprawie, ale samego raportu nie dostali. Na razie wygląda na to, że spadną dwie kolejne głowy i koniec. Podobnie jednak wydawało się 10 dni temu, gdy szef sztabu oświadczył, że winni są tylko oficerowie w Iraku, a rzecznik MON został po prostu wprowadzony w błąd.
Wczoraj szef sztabu oświadczył, że w żadnym raporcie nie pisano, że 2003 to na pewno data produkcji rakiet, i że nie rozumie, na jakiej podstawie wypowiadał się rzecznik. Generał Piątas dodawał, że poza Mleczakiem, konsekwencje poniesie oficer w Iraku, który - jak ustalono - był na miejscu znaleziska i sugerował dowódcy wykonującemu niszczenie, ażeby skomentował napis znajdujący się kontenerze rakiety, jakoby on przedstawiał rok produkcji.
Karę poniesie też oficer w Polsce, który niedokładnie informował rzecznika, gdy ten zorientował się już, że popełnił gafę. Poza tym minister obrony bił się przed komisją w piersi. Zapewniał, że zmienił procedury i więcej podobnych błędów nie będzie. To właściwie usatysfakcjonowało opozycję, ale tylko jeśli chodzi o resort obrony. Posłuchaj relacji reportera RMF Jana Mikruty:
Wyjaśnienia wymaga rola i błędy popełnione w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i w Kancelarii Premiera - mówi Bronisław Komorowski. Nie uczyniły one – zdaniem Komorowskiego – nic, by ustalić prawdę i przygotować premiera i MSZ, mimo iż od pierwszej informacji o rakietach do konferencji w Rzymie, na której francuski prezydent oficjalnie wylał polskiemu premierowi kubeł wody na głowę, minęło kilka dni. Tu konsekwencji wciąż nikt nie poniósł.
07:00