Firmy podnoszą pensje pracownikom, ale niezwykle powoli. W niektórych regionach kraju sytuacja wciąż przypomina raczej tę sprzed kilkunastu lat. Ile zarabiają Polki i Polacy?
Sytuacja na rynku pracy dawno nie była tak dobra. Niedobór pracowników i koniunktura gospodarcza spowodowały, że mamy wiadomości, których niedawno byśmy się nie spodziewali - dyskonty pożywcze, jak Lidl czy Biedronka, walczą płacami o pracowników. Czy zatem skoro płace rosną nawet w najgorzej opłacanej do tej pory branży handlowej, to sytuacja jest dobra?
Jest złożona. Gdy czytasz dane o wynagrodzeniach podawane przez Główny Urząd Statystyczny i widzisz ich odbicie w rzeczywistości, ale twoi znajomi już nie, wasze opinie się nie wykluczają. Presja płacowa, której wypatrujemy od kilku miesięcy, zależy m.in. od stopy bezrobocia w poszczególnych regionach.
W całej Polsce bezrobocie w lutym wyniosło 8,5 proc. Jak na nasz kraj - niewiele. Bezrobocie niemal nie istnieje w Warszawie, Sopocie (po 2,8 proc.) czy Bielsku-Białej (3,1 proc.). Jednak w wielu powiatach wynosi tyle co na początku XXI w. W powiecie szydłowieckim - prawie 29 proc., w Braniewie i okolicach - ponad 25 proc., a w Bartoszycach i Kętrzynie - po 24 proc.
Dane te przekładają się na wysokość wynagrodzeń.
W styczniu 2017 r. przeciętna pensja w sektorze przedsiębiorstw wyniosła 4277,14 zł, lecz w woj. podkarpackim - już tylko 3580,52 zł. A to i tak dane wycinkowe, bo GUS bada wyłącznie przedsiębiorstwa zatrudniające od dziesięciu osób wzwyż. W polskich mikrofirmach - jest ich 1,8 mln - poziomu wynagrodzeń nie bada nikt. Dla porównania: firm małych w 2015 r. było 5,7 tys., średnich - 16 tys., dużych - 3,4 tys.
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej".
(łł)