Jeszcze troszeczkę jestem oszołomiony, ale dotarło do mnie, że to prawda, a nie sen jakiś złoty i że dostaliśmy to, o czym marzyły miliony Polaków, Ukraińców – najważniejszą imprezę sportową w historii Polski - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Michał Listkiewicz.
Jego zdaniem poradzimy sobie z organizacją mistrzostw. Choć jak dodaje, może być trochę podobnie jak w Grecji: Jak były igrzyska olimpijskie w Grecji to malowano jeszcze ostatnie pomieszczenia czy strzyżono trawę, czy wkładano bramki w nocy przed rozpoczęciem igrzysk. Ale udało się – zdążyli. My też na pewno zdążymy, jestem przekonany.
Kamil Durczok: Jeszcze oszołomienie, czy już pan doszedł do siebie?
Michał Listkiewicz: Jeszcze troszeczkę jestem oszołomiony, ale dotarło do mnie, że to prawda, a nie sen jakiś złoty i że dostaliśmy to, o czym marzyły miliony Polaków, Ukraińców – najważniejszą imprezę sportową w historii Polski.
Kamil Durczok: Słyszmy w głosie, że radość była wielka i głośna.
Michał Listkiewicz: Nie. Po prostu noc była krótka, bo do pierwszej przebywałem w różnych telewizjach, a o szóstej już musiałem wyjść z psem. Dzień się zaczął bardzo miło, ponieważ nieznana mi pani, spiesząca do pracy uśmiechnęła się i powiedziała „Dziękuję za Euro”. To było bardzo sympatyczne, bo w ostatnim czasie raczej inne słowa od kibiców słyszałem.
Kamil Durczok: Panie prezesie, pan siedział na sali i widział jak Michel Platini zbliża się do tej mównicy, jak sięga po tę kopertę. Potrafił pan coś wyczytać z jego twarzy?
Michał Listkiewicz: Michel był bardzo spięty, zdenerwowany. Myślę, że widać to było jak z trudem szło mu otwieranie koperty. Nie sądziłem, że wygramy w pierwszej rundzie. Byłem przekonany o zwycięstwie, mieliśmy najlepszą ofertę i najlepszą prezentację, ale myślałem, że to potrwa trochę dłużej, że dwójka najlepsza awansuje do drugiej tury i tam wygramy. Stało się inaczej, a więc rację miał mój kolega z Ukrainy, Grigorij Surkis który mówił „Bądź pełen wiary, że wygramy zdecydowanie”.
Kamil Durczok: Ja pytam o to, bo Włodzimierz Smolarek mówi dzisiaj w Gazecie Wyborczej „Wiedziałem, że wygraliśmy 5 minut przed decyzją”. Ktoś znajomy się do mnie uśmiechnął, że jest „Ok”.
Michał Listkiewicz: Tak, być może. Włodek ma wielu znajomych w całej Europie. Być może ktoś miał jakiś przeciek. Mnie 7-10 minut przed decyzją coś mnie tknęło, bo podszedł do mnie pracownik UEFA i zapytał, czy gdybym miał przemawiać to wolałbym po polsku, czy po angielsku. Zapytałem „Niby dlaczego miałabym przemawiać”, a on „Przecież zwycięzcy są proszeni o krótkie wystąpienie”. Wtedy zacząłem wierzyć.
Kamil Durczok: To jeszcze nie było przesądzające. Czy 51 procent tego sukcesu, to jest właśnie zasługa Grigorija Surkisa?
Michał Listkiewicz: Jego zasługi są trudne do przecenienia. Ogromnie się napracował, ogromnie dużo włożył w to wysiłku. Ja też się nie oszczędzałem, ale oczywiście Grigorij miał więcej do zrobienia jako członek władz UEFA. Generalnie zasługi są setek, a może i tysięcy ludzi. Ja wymienię tylko jedno nazwisko - Adam Olkowicz – szara eminencja tego projektu. Bez niego nic by się nie udało, człowiek który na trasie Lublin-Warszawa-Lublin przemierzył podobno wielokrotność równika.
Kamil Durczok: U nas była i pewnie jeszcze jest euforia. Wśród Ukraińców – jak wczoraj podglądałem przekazy z Ukrainy – jakby trochę mniej. Wczoraj, oprócz działaczy ukraińskich oczywiście, najbardziej rozentuzjazmowaną Ukrainką była Weronika Pazura – żona Cezarego. W Kijowie dominuje jednak polityka. Czy pan się nie obawia, że tam będzie trochę inne podejście do tych mistrzostw?
Michał Listkiewicz: Nie. Ukraińcy podchodzą do tego bardzo pragmatycznie. Oczywiście teraz mają na pewno ważniejsze od sportu problemy – problemy polityczne. Ale obecność prezydenta Juszczenki, który wspólnie z prezydentem Kaczyńskim kapitalnie się zaprezentowali na naszej prezentacji w przeddzień świadczy o tym, że władze ukraińskie podchodzą do tego bardzo poważnie. Poza tym na Ukrainie już się zaczęły budowy stadionów – to jest najważniejsze. Bo my poświętujemy dzień, dwa, trzy, a potem trzeba się wziąć do pracy. Ukraińcy już się do niej wzięli i budowa stadionu w Doniecku już jest bardzo zaawansowana. W innych miastach już pierwsze łopaty wbito, a u nas jeszcze nie.
Kamil Durczok: Węgierscy delegaci wczoraj po ogłoszeniu werdyktu krzyczeli: „Mafia, mafia”. Czy Węgrzy, Chorwaci, Włosi potrafią przegrywać?
Michał Listkiewicz: Dzisiaj to prostują. Właśnie rozmawiałem z moimi kolegami z Węgier. Mówią, że to nie tak, że to jakieś osoby postronne krzyczały – wycofują się z tego. Ale rozgoryczenie na Węgrzech jest wielkie. Tym bardziej, że oni 4 lata temu byli o włos od przyznania im organizacji – zabrakło im jednego głosu. Tym razem dostali zero głosów, co jest druzgocące.
Kamil Durczok: A ma pan pewność, że za 5 lat ci, co dzisiaj krytykują nie będą tryumfować?
Michał Listkiewicz: Mówi pan o krytykach, o Węgrach?
Kamil Durczok: Mówię o tym, czy poradzimy sobie z organizacją takiej imprezy.
Michał Listkiewicz: Myślę, że sobie poradzimy. To będzie trochę tak po polsku i po grecku. Jak były igrzyska olimpijskie w Grecji to malowano jeszcze ostatnie pomieszczenia czy strzyżono trawę, czy wkładano bramki w nocy przed rozpoczęciem igrzysk. Ale udało się – zdążyli. My też na pewno zdążymy, jestem przekonany. A szczególnie mój optymizm opieram na tym, że to, co działo się w sześciu polskich miastach kandydujących – to było coś niesamowitego, oni te projekty przygotowali rewelacyjnie.
Kamil Durczok: Pytanie, czy mamy jeszcze taką piłkarską młodzież, która zawalczy na tych mistrzostwach za 5 lat?
Michał Listkiewicz: Trener Leo Beenhakker mówi, że spokojnie. Z tym nie będzie żadnego problemu, będziemy mieli bardzo dobrą drużynę. Udowadnia zresztą swoim postępowaniem, że sięgając po młodych, mało znanych zawodników można też osiągać sukcesy. A skoro już o nim mowa, to jego rola w Cardiff też była ogromna – Leo Beenhakker miał kapitalne wystąpienie na luzie i powiedział: Jako Holender, jako obywatel świata, proszę Was, dajcie Polsce szansę, bo na to ten naród zasługuje.
Kamil Durczok: Dziękuję bardzo.