"Teraz jesteśmy w drodze do Kahramanmaraş - to miasteczko, które zostało najbardziej zniszczone. Jeśli chodzi o to, jak wygląda ten rejon, to wszędzie możemy oglądać zniszczenia. Budynki są zdewastowane. Jest mnóstwo ratowników, którzy próbują wydobyć mieszkańców (spod gruzów)" - mówiła w Rozmowie w południe w RMF FM Wiktoria Maciejewicz, dyrektor Misji Naziemnych Global Empowerment Mission Europe. Paweł Balinowski pytał swojego gościa, co dzieje się w regionie dotkniętym poniedziałkowymi trzęsieniami ziemi.
W poniedziałek w środkowo-południowej Turcji doszło do potężnych trzęsień ziemi, z których najsilniejsze miało magnitudę 7,8. Najnowsze informacje wskazują, że w Turcji i sąsiedniej Syrii życie straciło łącznie ponad 17,5 tys. osób, a co najmniej 66,6 tys. zostało rannych. Paweł Balinowski zauważył, że ciągle słyszymy o działaniach ekip poszukiwawczo-ratowniczych. W jakich warunkach przyszło im pracować?
Jesteśmy w drodze do Kahramanmaraş. Bardzo ciężko się tu dostać, ponieważ dużo lotów było opóźnionych lub przełożonych. Żeby dolecieć w to miejsce, mieliśmy cztery połączenia. (...) Wszyscy stanęliśmy na głowie, żeby się tu znaleźć. Jeżeli chodzi o warunki, to jest bardzo ciężko znaleźć nocleg - wszystko jest zarezerwowane, na drogach chaos, tworzą się ogromne korki - powiedziała Wiktoria Maciejewicz.
Akcję utrudniają niskie temperatury. Choć Turcja kojarzy się z ciepłym krajem, to teraz jest tam zima.
Jest bardzo zimno. Dziś byliśmy przygotowani na to, że będziemy spać w samochodzie. Ale jadąc na taką misję, trzeba być gotowym na wszystko - potwierdziła dyrektor naziemna GEM Europe.
"To jest moment krytyczny, każda sekunda się liczy, ale czas ucieka" - tak napisała w mediach społecznościowych Syryjska Obrona Cywilna, znana jako Białe Hełmy. Czy widać na miejscu, że trwa dramatyczny wyścig z czasem?
Tak, dosłownie na każdym budynku stoi ogromna liczba ludzi - strażacy, policja, wolontariusze. Trwają poszukiwania, bo każda godzina jest ważna; im dłużej to trwa, tym mniejsze (są) szanse na znalezienie żywej osoby. Jeżeli chodzi o działania, to byliśmy w kontakcie z polską strażą pożarną - wiemy, że tutaj są nieopodal i działają. Jesteśmy z nich bardzo dumni. Staramy się jak najczęściej kontaktować z władzami, które tutaj już są i znają temat najlepiej. Nawiązaliśmy współpracę z władzami tych miasteczek - dzięki temu udało się ominąć korki, ponieważ policja nas eskortowała - relacjonowała Wiktoria Maciejewicz.
W Turcji niesamowite jest to, że wystarczy zadzwonić na numer 112 i oni (służby - przyp. red.) bardzo chętnie współpracują, pomagają. Jeżeli ktoś przyjeżdża z pomocą humanitarną, oni zrobią wszystko, by ułatwić ten proces - dodała.
Co mówią ludzie, których ratownicy spotykają na swojej drodze?
Ludzie są różni - część koczuje w namiotach w tzw. miasteczku namiotowym, część w schroniskach, część rozpala ogniska na ulicy i tworzy ‘tabor’. Jak tylko zatrzymujemy się naszym samochodem, podbiega do nas bardzo dużo ludzi i prosi nas o pomoc - odparł gość Rozmowy w południe w RMF FM.
Jeżeli chodzi o ich doznania, to są obrazy łamiące serce. Z jednej strony czują radość, z drugiej płaczą, że stracili kogoś lub dom. Cieszą się, że żyją, a z drugiej strony rozpaczają, bo stracili cały dobytek. To są bardzo mieszane uczucia - dodała.
Czego najbardziej potrzebują obecnie dotknięci kataklizmem ludzie w Syrii i Turcji?
Ponieważ mamy magazyny w Polsce, Kijowie i USA, chcieliśmy sprowadzić tutaj tira z pomocą humanitarną, ale okazało się, że droga jest nieprzejezdna i się nie da. Dzięki współpracy z konsulem w Miami i ambasadą turecką w Waszyngtonie do tej pory udało nam się dostarczyć dwa samoloty, które wylądowały w Stambule i były załadowane po brzegi. Dostarczyliśmy ponad 200 palet różnego rodzaju pomocy, od jedzenia i napojów, po pościel, koce, rękawiczki i odzież dla pracowników, którzy pomagają w ratowaniu ludzi - relacjonowała Wiktoria Maciejewicz.
Aktywistka oceniła, że warunki sanitarne w miejscu trzęsienia ziemi są fatalne. Ale czego można się spodziewać? Całe rejony są zniszczone, sklepy są pozamykane, stacje benzynowe wyłączone. Tutaj nic nie można zrobić, wody nie ma, skorzystanie z toalety graniczy z cudem - przekazała Wiktoria Maciejewicz.
Jak dodała, pierwszą potrzebą, na którą odpowiada jej organizacja, to dostarczenie ciepłej odzieży, koców, żywności oraz zapewnienie osobom poszkodowanym dachu nad głową. Ma razie odpowiadamy na te pierwsze potrzeby, później zatroszczymy się o kolejne - mówiła Maciejewicz.
Przyznała, że pod gruzami tureckich budynków wciąż jest wielu uwięzionych ludzi, którzy przy pomocy smartfonów proszą o pomoc. Nawiązujemy bardzo dużo znajomości z miejscowymi ludźmi. Niedawno dostaliśmy telefon, że pod gruzami, w miejscu, do którego zmierzamy, znajduje się kolega. Bardzo nas prosili, żebyśmy postarali się pomóc, żebyśmy zorientowali się, jaka jest sytuacja, ponieważ był z nim kontakt, ale widocznie rozładował mu się telefon. Wydaje mi się, że takich ludzi jest wielu - podkreślała aktywistka.
Według niej, w Turcji wciąż nie ma zbyt wiele pomocy zagranicznej. Być może jest jeszcze wcześnie. Jest bardzo ciężko się tu dostać - zaznaczyła szefowa misji naziemnych GEM Europe.
Maciejewicz przekonywała, że GEM Europe stara się dotrzeć także z pomocą do Syrii, choć jest to o wiele większym wyzwaniem, niż w Turcji. Uruchomiliśmy wszystkie kontakty, które mamy w Syrii. Tam jest o wiele trudniej - to są kwestie logistyczne, wizowe, jest bardzo ciężko - przyznała aktywistka.