"To jest praca na rzecz Polskiej Akademii Nauk i konkretnych instytutów, które organizują wyprawy, więc to jest to, o czym nie powinniśmy zapominać. Natomiast oczywiście w zamian dostajemy bardzo dużo. Tylko pytanie, jak sobie ułożymy bycie tam i czy chcemy, żeby to było coś miłego, co będziemy długo wspominać, czy jednak tak się to potoczy, że nie będzie to dla nas dobra przygoda" - mówiła Dagmara Bożek o wyprawach do polskiej stacji polarnej.
Marcin Jędrych w drugi dzień świąt do rozmowy zaprosił kobiety, które dotarły w najzimniejsze rejony świata. Dagmara Bożek z Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk, pisarka, polarniczka, uczestniczka wypraw na Spitsbergen i do Polskiej Stacji Antarktycznej imienia Henryka Arctowskiego opowiadała o tym, jak wygląda życie w stacji polarnej oraz o swoich wyprawach.
Przygoda Dagmary Bożek z wyprawami w najzimniejsze rejony świata zaczęła się w 2012 roku kiedy - jak mówiła - zgłosiła się na wyjazd do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie. A podobno kto tam raz trafi, to już nie może zapomnieć o tym miejscu. I tak to się zaczęło - wspomniała.
Spitsbergen to największa wyspa Norwegii położona na Morzu Arktycznym. Polarniczka opisała jej krajobraz jako zachwycający widokami, pełen przyrody na wyciągnięcie ręki oraz przepełniony ciszą i spokojem. Jednak są też minusy wyprawy w tego typu miejsca.
Jest bardzo dużo wyzwań psychologicznych wynikających z izolacji i przebywania w tej samej grupie osób przez długie, zimowe miesiące i konfrontowanie się z samym sobą, bo każdy z nas ma w sobie dużo różnych emocji i wspomnień - wyjaśnia.
Według Bożek osoba kandydująca na polarnika powinna być introwertykiem, lubić siebie i umieć spędzać czas samemu ze sobą. Dobrze także, żeby lubiła innych ludzi i potrafiła pracować w grupie. Wyruszając na wyprawę polarną trzeba pozbyć się trapiących cię problemów.
Często wydaje się, że jeżeli coś tu jest nierozwiązane, pojedziemy daleko, uciekniemy, to się w cudowny sposób rozwiąże. To tak nie działa - podkreśliła Bożek. Tam dopada to człowieka ze zdwojoną mocą i niestety psuje nastrój w grupie - zaznaczyła.
Dodała też, że każdy kandydat przechodzi testy psychologiczne i badania medyczne, które mają wykazać, czy taka osoba poradzi sobie w polarnych warunkach oraz potencjalne ryzyko, czy zagrożenia.
Polarniczka przyznała, że podczas swojej pierwszej wyprawy miała moment "duszenia się" Wydawało mi się, że ktoś mnie zamknął w kartonowym pudełku wypełnionym watą. Ja z tego pudełka nie mogę wyjść. Atmosfera wokół jest gęsta, jest duszno, nie ma nigdzie ucieczki. Wokół cały czas te same postacie - wyjaśniła.
Jak mówiła, przed wyjazdem na wyprawę całoroczną bierze się udział w szkoleniach i treningach przygotowujących psychicznie. Przyszli polarnicy uczą się o różnych syndromach, o tym, jak rozwija się sytuacja w grupie w okresie roku - zaznaczyła.
Bożek mówiła o przygotowaniu merytorycznym. Ważne jest jednak także przygotowanie technicznie. Trzeba mieć plan na zimowanie. Z jednej strony oczywiście są obowiązki wynikające z pracy, jaką podejmujemy w stacji polarnej, ale z drugiej strony jest dużo wolnego czasu i to od nas zależy, co wtedy będziemy robić - zauważyła polarniczka.
Z własnego doświadczenia wymieniła kilka czynności, które można wykonywać w przerwie od pracy na stacji polarnej. Można ćwiczyć, uczyć się języków obcych, szydełkować, grać w gry planszowe lub karciane, oglądać filmy. Można też wyjść na spacer po okolicy, jednak - jak zaznaczyła Bożek - ze względów bezpieczeństwa tylko i wyłącznie w towarzystwie.
Natomiast warto pamiętać, że w dłuższej perspektywie mniejsza liczba bodźców często wywołuje stany apatyczne. Tego trzeba być świadomym, bo jednak my naturalnie nie jesteśmy przystosowani do przebywania przez dłuższy okres w tego typu środowisku - podkreśliła. Wyjazdy całoroczne są grupowe i podczas tego czasu ich członkowie są zdani tylko na siebie.
Dagmara Bożek przyznała, że przebywając w stacjach polarnych podczas okresu świątecznego, brakuje kontaktu z rodziną i bliskimi, ale święta Bożego Narodzenia zawsze są organizowane i obchodzone wspólnie całą grupą polarników.
Duża odległość od domu i potrzeba celebrowania wspólnie ważnych momentów powodowała, że zasiadało się do stołu wigilijnego bez względu na przekonania. I to był taki moment jednoczenia się, przebywania razem - podkreśliła.
Dodała, że podobnie jak w domach, na stacji polarnej również przygotowuje się wcześniej do obchodów Wigilii. Rozpisuje się kto co przygotuje, kto co lubi, kto czego nie lubi, kto umyje okna, a kto podłogę - wyjaśniła.
Opracowanie: Bernadetta Skoś, Patryk Fabisiak.