"Zwycięstwo PiS-u to jest dwa razy K plus P: kiełbasa i Kościół plus propaganda" - stwierdził w Porannej rozmowie w RMF FM były premier Leszek Miller. "Rozdawanie każdemu, bez względu na jego sytuację materialną i bez żadnych kryteriów pokazujących sytuację ekonomiczną danej rodziny to nie jest inwestycja w przyszłość" - dodał.
Zamieszkam w Brukseli, a w Poznaniu będę bardzo często - stwierdził w Porannej rozmowie w RMF FM były premier Leszek Miller, który dostał się do Parlamentu Europejskiego z wielkopolskiej listy Koalicji Europejskiej. PiS-owi się udało zamienić debatę o Unii Europejskiej w debatę o sytuacji w kraju. To jest jak sądzę główny powód tego sukcesu - ocenił.
Marcin Zaborski: W naszym studiu w Poznaniu były premier, nowy eurodeputowany Koalicji Europejskiej z Wielkopolski - Leszek Miller. Zamieszka pan teraz w Poznaniu?
Leszek Miller: Zamieszkam przede wszystkim w Brukseli, a w Poznaniu będę oczywiście bardzo często.
Tuż przed wyborami pisał pan tak: To już koniec, koniec kampanii wyborczej i koniec mitu, że PiS-u nie ima się żadne zło tego świata. Chyba słabo zna się pan na mitologii.
Dalej tak uważam, bowiem czynniki, które spowodowały wygraną PiS-u, należą do innej kategorii.
Siedem punktów przewagi nad Koalicją Europejską. Do tego Koalicja zebrała kilka miejsc w europarlamencie mniej niż Platforma, SLD i PSL, kiedy pięć lat temu startowały osobno.
To jest oczywiście sukces Prawa i Sprawiedliwości. Nie ma co malować na różowo rzeczywistości. To jest chyba najlepszy wynik, jak PiS uzyskał. Teraz przyjdzie czas na analizę, żeby odpowiedzieć na pytanie: jak to się stało.
Już teraz Marek Sawicki z PSL mówi: że to jest sygnał, że do jesiennych wyborów nie można iść w koncepcji anty-PiS-u, tylko trzeba iść w koncepcji dobrych propozycji programowych. Chyba jaśniej się nie da. Za słabo postawiliście na program. Za dużo mówiliście o Prawie i Sprawiedliwość.
Nie, nie uważam, przecież Koalicja Europejska miała jasną deklarację, 10-punktową, wiele mówiono o propozycjach pozytywnych, natomiast PiS-owi się udało zamienić debatę o Unii Europejskiej w debatę o sytuacji w kraju. To jest, jak sądzę, główny powód tego sukcesu.
100 miliardów złotych Grzegorza Schetyny przegrało z "Piątką PiS-u". Pieniądze w portfelu, konkretne, bardziej przekonują niż obietnice na przyszłość, które nie wiadomo, czy się spełnią?
Oczywiście, że pieniądze w portfelu zawsze bardziej przekonują. Ja zresztą uważam, tu się posłużę takimi modnymi skrótami, że zwycięstwo PiS-u to jest "Dwa razy K plus P", czyli kiełbasa i Kościół plus propaganda.
To politycy PiS-u odpowiedzą, że to jest dowód słuszności polityki, którą uprawiają, i że to nie kiełbasa, tylko inwestycje, na przykład inwestycje w młodych ludzi.
Rozdawanie każdemu, bez względu na jego sytuację materialną i bez żadnych kryteriów wykazujących sytuację ekonomiczną danej rodziny, to nie jest inwestycja w przyszłość.
Będzie Pan namawiał, żeby to "małżeństwo z rozsądku", jakim jest Koalicja Europejska, trwało jeszcze do jesieni? I żebyście do Sejmu szli razem, jako zjednoczona opozycja?
Ja tutaj nie mam nic do powiedzenia, dlatego, że te decyzje muszą być podjęte przez liderów ugrupowań, które złożyły się na Koalicję Europejską.
A umiałby pan przekonać, na przykład Roberta Biedronia, żeby do Sejmu szedł razem z Koalicją Europejską?
Robert Biedroń odniósł największą klęskę, jaka go do tej pory spotkała i nie sądzę, żeby ktoś go brał poważnie pod uwagę.
Pytanie tylko: Jeśli nawet Robert Biedroń z Koalicją Europejską, to jak pogodzić programy, które w Koalicji są dzisiaj i byłyby jeszcze, gdyby ją poszerzyć. Bo w wyborach parlamentarnych trudno będzie powiedzieć, że "to już nas nie dotyczy, to są wybory europejskie, inne tematy, inne problemy". Tutaj trzeba ułożyć wspólny program.
Oczywiście. I to będzie o wiele trudniejsze niż wspólny program do Parlamentu Europejskiego, bo jeżeli chodzi o wizję Europy, wizję przyszłości Unii Europejskiej, to nie było żadnych różnic między ugrupowaniami, które wchodziły w skład Koalicji Europejskiej, ale zgadzam się z Panem, że jeśli chodzi o program w wyborach do Sejmu i Senatu, wspólny program, to będzie to zadanie o wiele trudniejsze.
Wyobraża pan sobie, że na czele zjednoczonej opozycji przed wyborami jesiennymi stanie ktoś inny niż Grzegorz Schetyna?
To jest kwestia decyzji Platformy Obywatelskiej. Dla mnie rzeczą całkowicie naturalną jest to, że szefem takiej koalicji powinien być szef największego opozycyjnego ugrupowania
Tak, ten szef przed wyborami mówił tak w "Polska The Times": "Jeśli frekwencja będzie ponad 40 proc., to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze wygramy te wybory". Frekwencja: 45 proc., Koalicja Europejska nie wygrywa tych wyborów.
Okazało się, że nie jest prawdziwa teza, iż wysoka frekwencja działa na niekorzyść PiS-u. To jest jedna z tez, która została sfalsyfikowana tych wyborach.
A czy jako europoseł Koalicji Europejskiej będzie pan cokolwiek z Grzegorzem Schetyną konsultował? Czy teraz jest to tak, że każdy idzie swoją drogą, byli politycy SLD czy politycy SLD idą w swoja stronę w Parlamencie Europejskim.
Będę konsultował różne rzeczy z kierownictwem mojego ugrupowania w Parlamencie Europejskim. Wejdę wraz z moimi kolegami z SLD do frakcji Socjalistów i Demokratów. To będzie nasza polityczna rodzina, z którą będzie się uzgadniać różne stanowiska.
A założy pan klub byłych premierów w Brukseli? Bo to już całkiem pokaźna grupa.
Nie, nie mam takiego zamiaru.
Nie będzie spotkań w gronie: Beata Szydło, Ewa Kopacz, Marek Belka, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Buzek i Leszek Miller?
A po co miałyby być takie spotkania? W jakim celu?
Żeby dzielić się doświadczeniami.
Wszyscy mamy doświadczenia i każdy będzie je na własny użytek pożytkował, chyba że ma pan na myśli jakieś spotkania towarzyskie, to proszę bardzo.
Widziałem w kampanii wyborczej, że polubił pan rogale marcińskie, taki wielkopolski przysmak. Proszę na nie uważać i na "szneki z glancem" też, bo smaczne, ale bardzo zdradliwe
Pan tutaj przedstawia mi przed oczyma różne bardzo słodkie rzeczy. Rzeczywiście, rogale marcińskie to smakowitość, ale trzeba uważać, bo kalorie lecą.