„Jestem w pracy od niedzieli, zmieniałam tylko miejsce. SOR, hepatologia, centrum koordynacji w szpitalu na stadionie” – mówiła w Porannej rozmowie w RMF FM dr Agnieszka Szarowska, lekarz zakaźnik i pełnomocnik dyrektora Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA ds. Covid-19 i przyznała, że wielu lekarzy tak pracuje, a niektórzy nawet więcej. „Jest wojna, jest epidemia, nikt nie mówi o wolnym, o urlopie” – dodała mówiąc, że dyrektor szpitala, w którym pracuje pozwolił na czas epidemii na nieprzestrzeganie zasad BHP.
Wszystkie ręce na pokład, od początku epidemii tak mówiliśmy i tak robimy. Wstyd by było, kiedy po roku byśmy odpuścili - mówiła dr Szarowska, opowiadając o tym, jak wygląda praca lekarza - często ponad siły - w czasie epidemii. Sytuacja coraz trudniejsza ze względu na braki kadrowe i przemęczenie personelu.
Lekarze kontraktowi od lat pracują w ten sposób, jeżeli zmieniamy miejsce pracy, to czas pracy nie jest regulowany. Pracujemy tak, żeby pomóc najwięcej ilości pacjentów. Dyrektor w naszym szpitalu pozwolił na nieprzestrzeganie BHP, jeżeli tylko mamy na to siły - tłumaczyła gość Roberta Mazurka, odpowiadając na pytanie o to, jak to jest możliwe, że jest od 60 godzin w pracy.
Jak sobie radzi z przemęczeniem? Cudowna zdolność usypiana na 15 min między jednym telefonem a drugim. Krótkie drzemki regeneracyjne pozwalają na funkcjonowanie - mówiła dr Szarowska, ale przyznała, że po dyżurze długo odsypia czas pracy.
Gość Roberta Mazurka przyznała, że obawia się protestu pielęgniarek, przyznając, że lekarze sami sobie nie poradzą, bo praca w szpitalu jest pracą drużynową. Jeżeli nie będzie personelu pomocniczego: pielęgniarek, ratowników, salowych, to nie damy sobie rady.
Większość pacjentów na w szpitalu Stadionie Narodowym to chorzy leżący w łóżkach. Także młodzi ludzie są w takim stanie. Najmłodsza pacjentka ma 26 lat. To są pacjenci leżący, podłączeni do respiratorów. Trzeba ich karmić, umyć i nie są w stanie wyjść do toalety. To są ludzie, którzy są tak zależni od tlenu, że robią przerwy w jedzeniu, żeby wziąć oddech - opisywała na antenie RMF FM dr Szarowska, przyznając, że w prawdzie tylko 20 proc pacjentów przechodzi Covid-19 tak ciężko, ale koronawirus "wyrwał się nam już z schematu" i nie można przewidzieć kto zachoruje ciężko, a kto nie.
W internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM Robert Mazurek pytał swojego gościa o przypadek szpitala w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie lekarze na dyżurach covidowych regenerują się korzystając z kroplówek. My to raczej korzystamy z tlenu, ze względu na to, że maski, w których pracujemy, powodują takie małe niedotlenienie, więc jest ból głowy po wyjściu ze strefy, jeżeli jest się tam za długo - powyżej 4-5 godzin - stwierdziła dr Agnieszka Szarowska. Jednak wąsy z tlenem dla lekarza, pielęgniarki też są fajnym rozwiązaniem - mówiła lekarka chorób zakaźnych z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA.
Według niej, personel medyczny jest bardzo zmęczony po roku walki z pandemią. To jest ta granica, kiedy w pewnym momencie powiemy, że już nie dajemy rady - przestrzegała.
Wtedy ordynator staje na głowie, żeby zapewnić tzw. dziury grafikowe. Zapełniają tym, kto może, kto jeszcze da radę. Ale w pewnym momencie już nikt nie da rady. I wtedy będziemy bez opieki - alarmowała w rozmowie z RMF FM Szarowska.
Robert Mazurek, RMF FM: Dzień, dobry państwu. Jak słyszymy, nie bijemy co prawda rekordów zakażeń, ale bijemy kolejne rekordy w szpitalach. O tym, co tam naprawdę się dzieje. Jak wygląda tam naprawdę sytuacja? Porozmawiamy z naszym gościem dzień dobry jest nim dr Agnieszka Szarowska, pełnomocnik dyrektora szpitala MSW do spraw koronawirusa, lekarz zakaźnik i dobry pani doktor.
Dr Agnieszka Szarowska: Dzień dobry państwu,
Gdzie myśmy panią zdybali?
Stadion Narodowy, szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym, sala konferencyjna, niedaleko centrum koordynacji, więc jak najbardziej w pracy.
Rozumiem, że kończy pani dyżur.
Tak dzięki Bogu tak już po wielu godzinach pracy dzisiaj maleńki dzień wolnego.
Po wielu godzinach to znaczy od kiedy pani jest na nogach, od kiedy pani w pracy?
W pracy jestem od niedzieli. Zmieniałam tylko miejsce. Najpierw szpitalny oddział ratunkowy w szpitalu CSK. Potem mój własny ukochany oddział Hepatologii w tym tymże szpitalu i po 24 godzinach na oddziale 24 w centrum koordynacji tutaj na stadionie.
Nie pani doktor, bądźmy poważni pani naprawdę bez przerwy pracuje od niedzieli, czyli pani spędziła Wielkanoc w szpitalu w poniedziałek wielkanocny w szpitalu. Wczoraj cały dzień w szpitalu i noc jeszcze dzisiaj do środy w szpitalu.
Tak tylko z przerwą byłam wczoraj rano. Dr Kamińska, którą serdecznie pozdrawiam mogła zostać na chwilę dłużej po swoim dyżurze, a ja miałam czas, żeby podjechać do moich kotów, wyczyści im kuwetę nakarmić głaskać i przyjechać do pracy.
Czy nie prościej byłoby koty wziąć ze sobą na Narodowy i dziecko przy okazji?
Niestety, zakaz wprowadzania zwierząt, a dziecko na święta wyjechało do rodziców.
No tak... każdy ma jakieś swoje rozrywki, dziecko idzie do dziadków, a pani idzie do pracy... Ale teraz mówiąc poważnie, czy wszyscy pracują tak jak pani?
Dużo osób tak pracuje. Niektóre pracują dużo więcej niż ja niektóre pracują porównywalnie do mnie. Jest epidemia, jest wojna, nikt nie mówi o tym, żeby mieć wolne weekendy, jeździć na urlopy i odpoczywać. To nie jest ten czas, żebyśmy mogli odpuścić. Już po roku naprawdę wstyd by było, gdybyśmy odpuścili, powiedzieli, że będziemy pracować na 1 etacie w 1 miejscu i popołudniami odpoczywać. Wszystkie ręce na pokład od samego początku epidemii. Tak mówiliśmy i tak robimy.
Pani doktor sekundę, bo to jest niemożliwe. Przecież jakieś przepisy prawa pracy, to jest niemożliwe, żeby ktoś pozwolił pani pracować od niedzieli do środy włącznie.
Środę mam wolną, więc jest wszystko ok.
A dzisiaj to co to jest? Przepraszam jest 8.05 i rozmawiamy w środę, pani jest w pracy.
Wygląda to w ten sposób, że jeżeli zmienia się miejsca pracy, zmienia się szpitale, to te przepisy nie są w żaden sposób regulowane. Lekarze kontraktowi od wielu lat pracują właśnie w ten sposób. Kilka lat temu była propozycja w czasie strajku lekarzy rezydentów, którzy namawiali wszystkich lekarzy do tego, żebyśmy przeszli na pracę na 1 etacie, żeby pokazać całemu społeczeństwu, jakie są niedobory w służbie zdrowia, ale wtedy nikt się na to nie zdecydował, bo porzucenie pozostałych pacjentów posłuży porzucenie miejsc pracy innych w innych lokalizacjach jest nieetyczne. My pracujemy tak, żeby, żeby pomóc jak największej ilości osób. Jeżeli chodzi o mój szpital, tutaj dyrektor pozwolił nam w czasie epidemii, nie przestrzegać BHP napisał, że jeżeli mamy siłę małe możliwości, to mamy po prostu możliwość w naszym szpitalu pracy tak żeby wykazać się jak największą siłą i zwalczać tą epidemię jak tylko możemy.
To jak pani sobie radzi? Bardzo panią przepraszam. Ja też mogę długo nie spać, ale bez przesady. Od niedzieli do środy nie wytrzymałbym, jak jest możliwe w ogóle?
To jest cudowna zdolność usypiania na 15 minut między jednym telefonem, a drugim. To jest moja zaleta wyćwiczona przez wiele lat pracy, gdzie wystarczy po prostu oprzeć głowę na fotelu i człowiek zasypia, gdzie takie krótkie drzemki regeneracyjne doprowadzają do tego, że kolejne doby można wypocząć. Obawiam się, że dzisiaj wrócę do domu opadnie adrenalina, kawa przestanie działać, obudzę się pewne koło 18. Niestety to jest efekt po dyżurowy.
Pani mówi, że wszyscy lekarze tak pracują. Pewnie podobnie jest wśród pielęgniarek, słyszała pani o tym, że pielęgniarki chcą protestować Krystyna Ptok, szefowa związku zawodowego pielęgniarek powiedziała, że ona byłaby gotowa stanąć na czele takiego strajku. Nie obawia się pani tego, że jeszcze do tego wszystkiego, czyli do pandemii do szczytu pandemii, dojdzie nam protest pielęgniarek?
Obawiam się. Jeżeli nie będzie personelu pomocniczego, jeżeli nie będzie pielęgniarek ratowników, jeżeli nie będzie solowych, to nie damy sobie rady, to jest drużyna. Nie może być tak, że zostanie tylko bramkarz na boisku. Musimy być wszyscy, ale ja widzę jak one ciężko pracują, jaki to jest naprawdę wysiłek, gdzie większość pacjentów u mnie na oddziale to są pacjenci leżący, to są pacjenci podłączeni do monitorów, do respiratorów, do wspomagania oddechu. Oni nie wstają, trzeba im pomóc przy karmieniu, trzeba im pomóc przy zmienianiu pozycji, trzeba przewinąć, umyć i tak codziennie kilka razy dziennie ze wszystkimi pacjentami, jeżeli uda nam się przyjąć pacjenta, który jest chodzący do oddziału, to jest dla nas święto, to mówimy Boże, jaki fajny pacjent, jaki dobry pacjent.
Dobry pacjent, bo chodzi?
Tak, bo pójdzie sam do toalety, bo nie trzeba będzie nakarmić go. Owszem jest ciężko chory wymaga tlenu, ale sam staje, więc dla nas to jest po prostu ulga, że mamy, chociaż 1 takiego pacjenta, ale to są wyjątki. Młodzi ludzie, którzy do nas też trafiają, są to pacjenci, którzy niestety leżą.
Ile mają lat mają młodzi ludzie, którzy leżą, którzy nie są w stanie chodzić?
Najmłodsza pacjentka ma 26 lat, ale to są trzydziestolatkowie, czterdziestolatkowie, którzy są tak zależni od tlenu, że do toalety też nie wyjdą. To są ludzie, którzy jedzą z przerwami, po to, żeby między każdą łyżką pokarmu sięgnąć po tlen i trochę było oddychać.
Ale słyszy pani ciągle korona sceptyków, którzy nie wierzą w to, że ta epidemia jest aż tak ciężka, którzy uważają, że to ciężka grypa...
Na pewno tacy są... szczególnie że widzimy, że to tylko 20% choruje tak ciężko, ja widzę tylko tych ciężkich i może dlatego ja jestem tak przerażona, ale niestety nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kto zachoruje ciężko. Tak jak wcześniej mówiliśmy choroby przewlekłe obciążenia cukrzycą otyłością, przede wszystkim wiek płeć męska... Teraz wirus wyrwał się z tych zasad i atakuje wszystkich niezależnie od tego, czy chorują, czy nie chorują. Niestety zdarzają się osoby, które były zdrowe wysportowane, z odpowiednią dietą i chorują równie ciężko.