"Myślę, że Ukraińcy próbują odciągnąć siły rosyjskie od Donbasu, bo tam idzie główne uderzenie rosyjskie. Najpierw Rosjanie podobny manewr wykonali na froncie ukraińskim. Mając świadomość, że ukraińskie zasoby są dość ograniczone, uderzyli pod Charkowem, żeby odciągnąć siły ukraińskie. Ukraińcy 'odwdzięczyli się' analogicznym manewrem, mając świadomość, że to prawdopodobnie zmusi Rosjan do przerzucenia sił" – mówił w Porannej rozmowie w RMF FM Daniel Szeligowski. W ten sposób koordynator programu Europa Wschodnia w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych odniósł się do ukraińskiego ataku na obwód kurski w Rosji.
Ja czytam to, co piszą Ukraińcy, także wojskowi. Oni stawiają duży znak zapytania, czy to była dobra decyzja, żeby wchodzić w tym momencie na terytorium Rosji - mówił gość RMF FM.
Według niego, jest to moment, w którym obie strony się przygotowują do przyszłych negocjacji pokojowych. Myślę, że jesteśmy o dwa kroki od zintensyfikowania dyplomacji, że jesienią tego roku coś się będzie działo dyplomatycznie - podkreślił.
Zaznaczył, że punktem odniesienia są wybory w USA. Wszyscy patrzą na to, co zrobi Donald Trump, jeśli wygra wybory.
Otoczenie Trumpa wysyła dość jasny sygnał - chce użyć wszelakich instrumentów, jakie ma, w sensie presji politycznej, gospodarczej, żeby posadzić siłą za stół rozmów Ukraińców i Rosjan. I teraz, przygotowując się na tę ewentualność, każdy musi dowieść Trumpowi i republikanom, że chce tych rozmów. Bo jeżeli nie, to będą jakieś negatywne konsekwencje dla nich. Rosjanie się pewnie mniej tego obawiają, bardziej się obawiają Ukraińcy. Oni obawiają się tego, że Trump uzależni pomoc wojskową od gotowości do rozmów z Rosjanami. Więc oni tę gotowość sygnalizują, stąd działania Zełenskiego - powiedział Szeligowski.