„Spekuluje się, że najtrudniejszą sytuację ma Szymon Hołownia, bo on nie ma dzisiaj takich wyników sondażowych, które dawałyby mu pewność, że będzie miał szansę walczyć z Andrzejem Dudą w II turze, w związku z tym tutaj się będą pojawiały spekulacje na kogo ewentualnie mogły by pójść te głosy. W jakim stopniu głosy Szymona Hołowni poszłyby na konto osoby, która będzie walczyć z Andrzejem Dudą w II turze, bo to, że będzie II tura, to jest raczej dzisiaj sytuacja niekwestionowana” - powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Wawrzyniec Konarski, politolog.
Nasze kampanie są bardzo często tworzone z towarzyszeniem różnego rodzaju haków, czasami bardzo mało eleganckich, przypomnę "dziadka z Wehrmachtu" i to oznacza, że mamy w tej kwestii niechlubną tradycję, ale oczywiście nie jest to tylko polska tradycja. To jest tradycja ogólnoeuropejska, a nawet światowa, także dlatego, że z uwagi na istnienie mediów społecznościowych, o wiele łatwiej jest dzisiaj pozbawić się odpowiedzialności wysyłając taki czy inny hejt - stwierdził gość Marcina Zaborskiego.
Z pewnością te wybory mają rangę wyborów przełomowych, nie mam żadnych wątpliwości co do tak postawionej tezy - powiedział.
Wskazując, że mamy do czynienia z bardzo dużymi problemami, jeżeli chodzi o mobilizację polityczną wyborców, mówiąc o frekwencji, myślę, że te wybory mają szansę osiągnąć wynik przynajmniej ten, który był w poprzednich wyborach parlamentarnych - dodał. (Wtedy do urn poszło 61.74 proc. wyborców - przyp. red.).
Jeśli ten wynik będzie taki jak poprzedni, to jest to bardzo dobry wynik. Niemniej to i tak nie jest wciąż bardzo dobry wynik, jeśliby go zestawić z hipotezą o tym, że jesteśmy społeczeństwem obywatelskim. Takim społeczeństwem, moim zdaniem, bylibyśmy, gdyby w wyborach regularnie brało udział powyżej 70 procent dorosłych Polaków - zaznaczył naukowiec.
Taką istotną osią sporu o charakterze wizerunkowym będzie pytanie o samodzielność prezydenta. Bo cały czas w warunkach polskich stosunkowo mało dyskutuje się o tym, jaką pozycję w istocie ma prezydent w polskim systemie rządów - powiedział prof. Wawrzyniec Konarski w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.
Według politologa porównanie kampanii Andrzeja Dudy z kampanią Bronisława Komorowskiego z 2015 r. jest uzasadnione. Wielokrotnie zarzucałem tej kampanii sprzed pięciu lat, że jest ze strony Komorowskiego kampanią bardzo reaktywną, szalenie mało wyprzedzającą oczekiwania także samych wyborców ówczesnego prezydenta. On przegrał w dużym stopniu na własne życzenie, bo był pewniakiem. Trochę kampania Andrzeja Dudy też mi to przypomina, bo Andrzej Duda stracił tę dynamikę, jaką miał wcześniej. Tyle tylko, że ta dynamika w jego wydaniu wcześniejszym wynikała z tego, że pozostali kandydaci praktycznie tej kampanii nie prowadzili. Teraz przychodzi rzeczywisty czas próby dla Andrzeja Dudy - powiedział prof. Konarski.
Przeczytaj całą treść rozmowy:
Marcin Zaborski, RMF FM: Za pośrednictwem Skype'a rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, politolog prof. Wawrzyniec Konarski, dzień dobry.
Prof. Wawrzyniec Konarski: Dzień dobry panu i witam wszystkich państwa.
Mamy kampanię wyborczą, ale wcale nie od nowa. Kto ma dzisiaj najtrudniejszą sytuację, 3,5 tygodnia przed wyborami prezydenckimi?
Spekuluje się, że podobno Szymon Hołownia, dlatego, że Szymon Hołownia nie ma dzisiaj takich badań, takich wyników sondażowych, które dawały mu pewność, że będzie miał szansę walczyć z Andrzejem Dudą w drugiej turze. W związku z tym tutaj się będą pojawiały spekulacje na kogo ewentualnie mogłyby pójść te głosy. Inaczej - w jakim stopniu głosy Szymona Hołowni poszłyby na konto osoby, która będzie walczyć z Andrzejem Dudą w drugiej turze. Bo to, że będzie druga tura, to jest raczej dzisiaj sytuacja niekwestionowana.
To spróbujmy popatrzeć, jak te najbliższe tygodnie będą wyglądały. Czy to jest tak, że miło już było, a teraz zacznie się podstawianie nóg, kopanie dołków, szykowanie pułapek?
Byłbym zaskoczony, gdyby coś takiego nie zaistniało. Nasze kampanie są jednak bardzo często tworzone z towarzyszeniem różnego rodzaju właśnie tego typu haków, czasami bardzo mało eleganckich, że przypomnę "dziadka Wehrmachtu". I to oznacza, że mamy w tej kwestii pewną niechlubną tradycję. Ale oczywiście nie jest to tylko polska tradycja. To jest tradycja w tej chwili ogólnoeuropejska, nawet światowa. Także dlatego, że, pamiętajmy o tym, iż z uwagi na istnienie także mediów społecznościowych, o wiele łatwiej dzisiaj jest pozbawić się odpowiedzialności, wysyłając takie czy inne hejty. A hejty również jest jednym z elementów, mówię to oczywiście z żalem, bardziej jako obywatel, a nie jako ekspert. Jest to udziałem także niekiedy i polityków.
Panie profesorze, próbował pan policzyć, ile czasu potrzeba, żeby zebrać 100 tys. podpisów na listach poparcia dla kandydata w wyborach prezydenckich?
Nie policzyłem, ale nie mam co do tego żadnych wątpliwości, że jeśli nie zaistnieją, a pewnie jednak nie zaistnieją żadne dodatkowe negatywne okoliczności, Rafał Trzaskowski te podpisy zbierze bardzo szybko.
Tak, tylko czy to, że to jest tylko kilka dni, to będzie dla Platformy Obywatelskiej bardziej kłopot czy bardziej coś, co pomoże w kampanii wyborczej?
Moim zdaniem, to nie będzie kłopot. Inaczej mówiąc, proszę popatrzeć na pewne newralgiczne, czy ważne z punktu widzenia pewnego przełomu politycznego wybory, które mieliśmy okazję oglądać w perspektywie europejskiej, ale i nie tylko. Wtedy, kiedy opozycja jest, albo była w sposób bardzo mocny sfragmentaryzowana, kiedy nie mogła wyłonić interesującego lidera, a my mamy taką interesującą sytuację po stronie opozycji, że trudno było znaleźć kogoś, kto firmowałby ją "en bloc". Jeżeli przyjmiemy założenie, że poprzedni pomysł z panią Kidawą-Błońską, który, mogę to powiedzieć, jeszcze w zeszłym roku krytykowałem, nie odbierając jej klasy i elegancji, ale uważając ją za osobę, która nie jest "fighterką", a ta kampania tego będzie właśnie wymagać...
Ale teraz Trzaskowski to będzie ktoś, kto zepnie, spoi opozycję?
To, że mamy dzisiaj Trzaskowskiego, jest pewnego rodzaju uzupełnieniem zapewne oczekiwań wielu wyborców Platformy, którym się mogła nie podobać kandydatura pani Kidawy-Błońskiej.
Prezydent, wspierany przez premiera proponuje w tej kampanii dyskusję o Centralnym Porcie Komunikacyjnym i o przekopie Mierzei Wiślanej. Czy to jest oś sporu, która rzeczywiście może nadać kierunek całej kampanii do końca, do wyborów?
Moim zdaniem nie, dlatego, że to jest oczywiście ten element merytoryczny, który wysuwa dzisiaj obóz rządzący, który wedle opinii jak sądzę, ekspertów i doradców Andrzeja Dudy, miałby mu w tym pomóc. To nie jest oczywiście dobry pomysł, ale nie mnie jest radzić, bo robię to oczywiście w tym momencie za darmo, a tego robić nie chcę. Bardzo ważne jest to, żeby narracja była w tym przypadku nie tyle narzucana, ile żeby była ona ustalona na kanwie pewnych punktów, które będą chciały podjąć obie umawiające się strony.
Prezydent opatruje ten wątek kampanii hasłem "Ambitna Polska". Mówi, że Centralny Port Komunikacyjny to jest jak budowa Gdyni w drugiej Rzeczypospolitej, i że to jest 150 tys. miejsc pracy.
Tak, ale pamiętajmy o tym, bo o tym jakoś ten rząd nie chce pamiętać, że zdecydowanie duża część, zdecydowana większość obywateli mieszkających na tym obszarze w referendach, które były tam urządzone, była przeciwko budowaniu tego portu. Nie ma w tej kwestii również konsensu jak wiemy, nie tylko wśród polityków z różnych opcji oczywiście, ale także wśród fachowców. Proszę zauważyć - to będzie kolejny port, który będzie się miał znajdować właśnie w centralnej Polsce. A poza tym osobiście jestem sceptyczny, jeśli chodzi o to, czy tego typu port w Warszawie mógłby rywalizować np. z Berlinem, Frankfurtem, czy z Moskwą. Więc krótko mówiąc, ja jestem sceptyczny od początku wobec tego pomysłu, uważając go za pomysł bardziej polityczny niż gospodarczy, mający przyciągnąć konkretnych wyborców danej partii.
Panie profesorze, co się stało z kampanią Roberta Biedronia?
Robert Biedroń prawdopodobnie przeliczył się trochę z czasem siłą swojego oddziaływania. Warto pamiętać, że jego bardzo dynamiczne wejście do polityki jako szefa Wiosny było otoczone bardzo wieloma nadziejami. I przecież ten pomysł, ta struktura, która wtedy się pojawiła, zyskiwała na początku bardzo dobre notowania sondażowe. Myślę, że zaważyły na tym jego, w jakimś stopniu chybotliwe decyzje, tak je może określę. Albo nie do końca wynikające albo niepokazujące, że ma on pewien skrupulatnie przygotowany plan. To, że jednak, zostając parlamentarzystą europejskim, na dobrą sprawę tę politykę polską trochę scedował na plan dalszy, potem oczywiście do niej wrócił ,na pewno musiało zaważyć na jego wiarygodności. A poza tym nowy byt, świeży byt z udziałem wielu entuzjastów jego pomysłu, którym była Wiosna, został przecież w zasadzie wchłonięty przez Zjednoczoną Lewicę i to oczywiście może się wielu osobom nie podobać.
Ale sprawy światopoglądowe, o które upomina się Robert Biedroń, czy o które upomina się Lewica, nagle przestały być dla wyborców ważne? Zeszły na dalszy plan kampanii wyborczej?
W żadnym wypadku. One są cały czas bardzo ważne, tylko że Robert Biedroń nie jest, jak widać, odpowiednią winietą, która mogłaby te kwestie posuwać dalej. Z jakichś powodów tak się stało, tzn. tych powodów oczywiście jest wiele. Trzeba byłoby zrobić z tej kwestii osobną dyskusję, czy napisać osobny tekst. Ale myślę, że on się trochę przelicytował własnymi pomysłami. A poza tym pamiętajmy o tym, że pozycja Kościoła Katolickiego w Polsce, niezależnie od tego, do jakiego typu kompromitacji w ostatnim czasie dochodziło, jest wciąż bardzo znacząca i w żadnym wypadku nie możemy się porównać z dynamiką zmian w tej kwestii, jakie mają miejsce w tej chwili cały czas przecież w Irlandii, a dokonały się wcześniej we Włoszech czy Hiszpanii, czy w Portugalii.
Panie profesorze, jeśli w wyborach parlamentarnych mieliśmy prawie 62 proc. frekwencji ostatnio, to jakiej możemy spodziewać się teraz, skoro wybory prezydenckie zwykle nas bardziej interesują, bo skupiają się na konkretnych osobach konkretnych kandydatach?
Z pewnością te wybory mają rangę wyborów przełomowych, nie mam żadnych wątpliwości co do tego i co do tak postawionej tezy. Natomiast jak, zapewne pan wie, ja zawsze byłem bardzo ostrym krytykiem zachwytów nad dojrzałością polskiego społeczeństwa obywatelskiego, co zresztą lansowało wielu polityków identyfikowanych z III Rzeczpospolitą, wskazując, że mamy do czynienia z bardzo dużymi problemami, jeżeli chodzi o mobilizację polityczną wyborców.
Czyli rekordu nie będzie?
Jeżeli pan pyta o liczbę myślę, że te wybory mają szansę osiągnąć przynajmniej, mówię o frekwencji, poziom ten, który właśnie był w poprzednich wyborach parlamentarnych.
Parlamentarnych, czyli ponad 60 proc. Choć jesteśmy w sytuacji zupełnie innej, bo epidemia wciąż z nami jest.
To prawda. Więc, jak mówię, jeśli ten wynik będzie właśnie taki jak poprzednie, to jest to bardzo dobry wynik. Niemniej, nawet jeśli on będzie taki, to i tak nie jest to wciąż bardzo dobry wynik, jeśliby porównać go albo zestawić z hipotezą o tym, że jesteśmy społeczeństwem obywatelskim. Takim społeczeństwem, moim zdaniem, bylibyśmy, gdyby w wyborach regularnie brało udział ponad 80 proc. dorosłych Polaków.