Sylwester Szmyd już za tydzień wystartuje w kolarskim wyścigu Giro d'Italia. Naszemu reporterowi Patrykowi Serwańskiemu zawodnik grupy Liquigas opowiedział o swoich perypetiach z Polskim Związkiem Kolarskim, a także o pomysłach na życie po zakończeniu zawodowej kariery.
Patryk Serwański: Kto z naszych młodych kolarzy może niebawem zacząć wygrywać?
Z naszych zawodników, którzy ścigają się w cyklu Pro Tour, to bez wątpienia trzeba wyróżnić Michała Kwiatkowksiego. Myślę, że nikt nie powinien mieć wątpliwości. Dziwię się, że w Polsce ciągle nie jest doceniany, choćby przez dziennikarzy. Gołym okiem widać, że to jeden z większych talentów i to nie tylko polskich. To, co wyprawia - w jego wieku na coś takiego niewielu stać. Myślę, że maksymalnie w ciągu dwóch lat będzie wygrywał kilkukilometrowe prologi na największych wyścigach. To będzie jego chleb.
Twoje fankluby będą cię wspierać podczas Giro d'Italia?
Mam wielką nadzieję, że mój bydgoski fanklub przyjedzie na ostatni tydzień Giro. Jest na to duża szansa. Z kolei mój włoski fanklub powinien mi pomagać podczas etapów w Toskanii.
Ivan Basso będzie walczył o zwycięstwo w Giro?
Mam nadzieję, że będzie tak, jak dwa lata temu. Ciężko pracował, ciężko pracuje i nie trzeba martwić się tym, że ostatnio nie było go widać z przodu. Przychodzi mi do głowy 2010 rok, kiedy na Tour de Romandie obaj nie byliśmy w najlepszej formie, ale na Giro udało się wygrać.
I będziemy się emocjonować wyścigiem do samego końca...
Wydaje mi się, że właśnie tak będzie. Wyścig do samego końca nie będzie rozstrzygnięty. Wszystko zadecyduje się na ostatnich etapach.
To może znajdzie się ktoś młody i będziemy mieli niespodziankę.
Zawsze może wyskoczyć jakiś młody kolarz, jak kilka lat temu Cunego, ale nie znajduję na razie żadnego konkretnego nazwiska. Zresztą Cunego przed wygraną w Giro wygrał wyścig w Trentino, wtedy nikt nie przypuszczał, że za kilka tygodni wygra najważniejszy włoski wyścig.
Plotki głoszą, że za rok we Włoszech rozpocznie się Tour de Pologne.
Plotki głoszą... Będę to komentować, jeśli będzie to pewne. Byłoby bardzo fajnie, ale wydaje mi się, że będzie to trudne do zorganizowania pod względem logistycznym.
Od lat ścigasz się na Zachodzie, rzadko towarzyszą ci polscy dziennikarze. Inaczej rozmawia się z nami niż na przykład z włoskimi dziennikarzami?
Różnica jest taka, że włoscy dziennikarze, kiedy ze mną rozmawiają, to często pytają o lidera, taktykę zespołu, o pracę którą będą musiał wykonać dla lidera w kolejnym dniu. Polscy dziennikarze rozmawiają ze mną na mój temat. To podstawowa różnica.
Rozmawiacie z kolegami o igrzyskach olimpijskich? Jak lepiej się do nich przygotować przed Tour de Pologne, czy Tour de France?
Z naszego zespołu niewielu zawodników pojedzie na igrzyska. Pewnie Sagan, ale on pojedzie w Tour de France. Myślę, że Mark Cavendish czy Phillip Gilbert, którzy nastawiają się na igrzyska, pojadą na Tour de France, ale go nie ukończą - tak mi się wydaje. Gdybym miał wybierać pod kątem przygotowań olimpijskich, też wybrałbym wyścig we Francji. Jest dłuższy i można przybliżyć się do olimpijskiej formy dzięki jeździe.
Dla kolarzy wyścig na igrzyskach jest wyjątkowy?
W kolarstwie zawodowym nie ma tej różnicy. To nie jest dyscyplina, która żyje igrzyskami olimpijskimi czy mistrzostwami świata. To są po prostu kolejne wyścigi. Co roku jest Tour de France, Paryż-Roubaix, Walońska Strzała i tak dalej. Kalendarz jest wypełniony. My jesteśmy zawodowcami. Płacą nam za starty w tych wyścigach i niewielu może się nastawić tylko na start na igrzyskach, gdzie nawet nie założy się koszulki z logo sponsora. Oczywiście ci, którzy jadą na taki wyścig, podchodzą do tego poważnie i chcą być jak najlepiej przygotowani, ale siłą rzeczy to po prostu kolejny wyścig.
Od lat jesteś czołowym polskim kolarzem, ale na dużych międzynarodowych imprezach brakuje dla ciebie miejsca. Dlaczego?
Zaczęło się to już dawno temu. Usłyszałem kiedyś jako młodzieżowiec, że nie pojadę na mistrzostwa świata, bo jestem za młody. Później byłem nadal za młody. Teraz pewnie jestem już za stary i usłyszę, że nie jadę bo stawiają na młodych. To jest pytanie do Polskiego Związku Kolarskiego.
Ale jeśli nadarzy się okazja, będziesz chciał wystartować w Londynie?
Na taką imprezę nie chcę jechać dla związku. Jadę przede wszystkim, żeby reprezentować polskie barwy, jadę dla kibiców. Jako dzieciak pamiętam jak oglądałem Wyścig Pokoju, czy mistrzostwa świata i szukałem biało-czerwonych koszulek. To jest ważne, kibice szukają nas w peletonie. Dostaję dużo maili, w których kibice piszą, że są dumni z moich sukcesów, z tego, że widać mnie w peletonie. I dlatego chcę jechać na igrzyska. Decyduje niestety związek i często miałem wrażenie, że ktoś chciał mi pokazać: popatrz, to ja decyduję czy jedziesz czy nie jedziesz.
Nie chcę zaglądać ci w metrykę, ale niebawem przyjdzie czas na zakończenie kariery. Myślałeś o tym, co będziesz robić w życiu za kilka lat?
Myślałem o tym niejednokrotnie, bo siłą rzeczy młody nie jestem. Chciałbym pracować z młodymi przekazać im swoją wiedzę, ale teraz młodzi są bardzo oporni. Pewnie przećwiczyli to sobie na Cycling Manager. Może być ciężko, ale byłoby fajnie. A jeśli nie, to może otworzę małą kolarską winiarnię w Krakowie. Wszędzie kolarskie koszulki... Nie chciałbym być natomiast dyrektorem sportowym, bo prowadziłbym taki sam tryb życia, jak podczas kariery kolarskiej. To jest męczące, stresujące. Wszystko odbywa się kosztem żony, rodziny. Z tym wyrzeczeniem chcę skoczyć, kiedy skończę się ścigać. Choć w jakimś stopniu chciałbym nadal pozostać w kolarstwie.