Kilka godzin po zwycięskim starcie polskiej czwórki podwójnej w finale wioślarskich mistrzostw świata w Płowdiw Agnieszka Kobus-Zawojska wciąż nie może uwierzyć, że ma złoty medal. "To ogromna radość, myślę, że spokój przyjdzie dopiero za parę dni" - powiedziała PAP.
Kobus-Zawojska, Maria Springwald, Marta Wieliczko i Katarzyna Zillmann jako jedyne w polskiej reprezentacji stanęły w Bułgarii na podium, za to na jego najwyższym stopniu. Wygrały mając prawie dwie i pół sekundy przewagi nad Niemkami prowadzonymi przez byłego szkoleniowca biało-czerwonych Marcina Witkowskiego. Brąz zdobył Holenderki.
Tuż po występie była euforia, bo to nasz pierwszy złoty medal mistrzostw świata. Teraz, po kilku godzinach, ciężko mi w to uwierzyć. Nadal jest ogromna radość, myślę, że dopiero za parę dni będzie spokojniej - powiedziała Kobus-Zawojska.
W sierpniu w Glasgow Polki zostały też mistrzyniami Europy. Wówczas nie startowały Niemki, które były lepsze od biało-czerwonych w Pucharze Świata.
Można było przypuszczać, że szczyt formy przyszedł za szybko, ale jednak to utrzymałyśmy. W Glasgow nie było Niemek, dlatego czekałyśmy na kolejne starcie z nimi. Rewanż na najważniejszej imprezie roku i zwycięstwo smakują znakomicie - przyznała 28-letnia wioślarka.
Przewaga nad rywalkami w Płowdiw była spora, ale wyścig kosztował triumfatorki wiele sił.
Z brzegu mogło to tak wyglądać, ale to nie był wcale lekki wyścig. Ja cały czas szukałam mety i chciałam, żeby ona jak najszybciej się zbliżyła. Plan był taki, żeby przez pierwsze 500 metrów trzymać się w stawce - i tak w sumie było, bo wygrywałyśmy o 0,2 s - a później spróbować "odjechać". Wszystko się tak kleiło, zgrało ze sobą, że całkiem - tak się wydawało - małym kosztem dotrwałyśmy do 1000 m. Później nasze konkurentki się biły o inne medale, a my dopłynęłyśmy na pierwszym miejscu - relacjonowała Kobus-Zawojska.
Dzień przed finałem na spotkaniu osady z trenerem Jakub Urban bardzo podobny scenariusz uznano za idealny. Szkoleniowiec powiedział też podopiecznym w przeddzień "złotego" występu w Glasgow, że Polki powinny wygrać, bo "jak nie teraz, to kiedy?".
Na początku my z Marią nie zawsze się z nim zgadzałyśmy, bo my wcześniej pracowałyśmy z trenerm Witkowskim. Często nam pewne rzeczy nie pasowały. Jednak nie trzeba się zgadzać, trzeba zaufać. A to zaufanie jest coraz większe. Jeżeli efekt jest taki, jaki jest, to w ogóle nie ma o czym dyskutować. Widać też było, że trener mocno w nas wierzy, miał przeczucie, że wygramy - opowiadała Kobus-Zawojska.
Wioślarka AZS AWF Warszawa jeszcze w sobotę pojechała z Płowdiw do Sofii, gdzie spędzi niedzielę na zwiedzaniu. Towarzyszy jej mąż Maciej Zawojski, który także startował w sobotę w finale czwórek podwójnych, ale wraz z Szymonem Pośnikiem, Dominikiem Czają i Wiktorem Chablem zajęli ostatnie, szóste miejsce.
Ja muszę teraz odpocząć od wszystkich i wszystkiego, bo to był bardzo ciężki sezon. Oczywiście bardzo dziękuję całej swojej ekipie, były to wspaniałe chwile i wspomnienia. Jutro mamy jeden dzień w Sofii, później wracamy do Polski i za trzy dni zaczynamy opóźnioną w czasie podróż poślubną. Czekamy na nią od 30 grudnia - zakończyła Kobus-Zawojska.
(ph)