Justyna Kowalczyk przeszła w jednej z warszawskich klinik zabieg artroskopii prawego kolana. Operacja, którą przeprowadził doktor Śmigielski, trwała 55 minut. Nie wiadomo jeszcze, ile czasu nasza biegaczka spędzi w szpitalu.
Polka od roku zmagała się z urazem prawego kolana. Początkowo zabieg był planowany na środę, ale został przyspieszony. Doktor Robert Śmigielski, który operował naszą biegaczkę, powiedział, że jest bardzo zadowolony z jego przebiegu. Nie chciał jednak powiedzieć, ile czasu trzykrotna zwyciężczyni Pucharu Świata, będzie musiała spędzić w szpitalu.
Trudno to w tej chwili określić. Jeśli pacjentowi się spieszy, to na drugi dzień wychodzi już do domu. W przypadku Justyny, która wyczynowo uprawia sport, potrwa to dłużej. W szpitalu ma zapewnioną pełną opiekę, profesjonalną rehabilitację. Będzie miała trening ogólnorozwojowy oraz oddzielnie operowanej kończyny - mówił Śmigielski.
Kowalczyk w trakcie zabiegu była przytomna, lekarze zastosowali znieczulenie dolędźwiowe. Miała ekranik, w którym mogła śledzić to, co jest robione, ale nie chciała z tego korzystać. Często przysypiała - dodał ortopeda.
Zawodniczka AZS AWF Katowice nie będzie teraz mogła obciążać kolana. W ciągu kilku najbliższych Justyna dni spróbuje na nim stanąć. W tej chwili trudno cokolwiek prognozować, ale jestem optymistą - zaznaczył. Śmigielski przyznał, że trudno określić powód problemów, jakie ma z kolanem polska biegaczka. Uraz może mieć różne podłoże. Nie sposób jest to jednoznacznie ustalić. Jedną z przyczyn może być przeciążenie - stwierdził lekarz.
Jeszcze w niedzielę Polka biegała w finałowych zawodach Pucharu Świata w Falun. Wczoraj wróciła do kraju, by przejść zabieg. Noga zaczęła dokuczać Kowalczyk latem ubiegłego roku. Dolegliwości nasiliły się podczas zimowego Tour de Ski. Kolano spuchło, biegaczka musiała stosować okłady z lodu i brać leki przeciwzapalne. Istniało nawet niebezpieczeństwo, że Polka wycofa się z turnieju. Po badaniach, które przeprowadził doktor Śmigielski, nasza biegaczka zdecydowała się na operację.
W niedzielę Marit Bjoergen wygrała bieg na dochodzenie na 10 km stylem dowolnym, kończący finał Pucharu Świata. Norweżka zdobyła Kryształową Kulę po trzech latach dominacji Justyny Kowalczyk. Nasza biegaczka w Falun była w niedzielę dopiero piąta.
W ostatnim biegu sezonu Bjoergen nie dała rywalkom szans i potwierdziła, że w tym sezonie była po prostu najlepsza. Co prawda, Kowalczyk dość szybko odrobiła 6,4 sekundy straty do Norweżki, którą miała na starcie, ale Bjoergen nie miała zamiaru z nikim dzielić radości tego ostatniego dnia sezonu. Odskoczyła Polce na ponad 20 sekund, właściwie bez żadnego problemu.
Nasza biegaczka miała jeszcze jeden kłopot. Za nią biegły Therese Johaug, Charlotte Kalla i Heidi Weng. Ten norwesko-szwedzki pociąg ścigał z uporem słabnącą i chyba pozbawioną już chęci rywalizacji Kowalczyk, mimo że na starcie cała trójka traciła do wiceliderki Pucharu Świata prawie minutę. Polka została w końcu doścignięta, a na podbiegu spadła na 5. miejsce. Wspaniale biegła Kalla, wspierana żywiołowo przez szwedzkich kibiców.
To wszystko działo się daleko za plecami Bjoergen. Najlepsza norweska biegaczka na metę dobiegła uśmiechnięta i szczęśliwa, i wcale nie wyglądała na bardzo zmęczoną.
Kowalczyk nie włączyła się do walki o podium. Na sprinterskim finiszu najszybsza była Weng, za nią Kalla, która o centymetry wyprzedziła Johaug. Polka dobiegła na metę ponad minutę po Bjoergen i kilkanaście sekund za drugą Weng. W czołowej dziesiątce znalazły się jeszcze trzy Norweżki - Kristin Steira, Marthe Kristoffersen i Martine Hagen.