Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił trzech oskarżonych o zabójstwo byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej. Sędzia Stanisław Zdun w uzasadnieniu mówił o "błędach i uchybieniach" w postępowaniu prokuratury. Ta z wyrokiem się nie zgadza i zapowiada apelację.
Prokuratura zapowiada apelację po wyroku uniewinniającym trzech oskarżonych o zabójstwo małżeństwa Jaroszewiczów. Członkowie tzw. gangu karateków zasiedli na ławie oskarżonych po wznowionym cztery lata temu śledztwie. Poprzednie, dotyczące innych sprawców - także zakończyło się uniewinnieniem.
Sądowemu orzeczeniu przysłuchiwał się reporter RMF FM Mateusz Chłystun.
Działania prokuratury i organów ścigania w postępowaniu przygotowawczym, w części postępowania dowodowego nie cieszyły się bowiem zaufaniem sądu - powiedział sędzia Stanisław Zdun z Sądu Okręgowego w Warszawie. Powiem mocno, to są nadużycia procesowe - ocenił sędzia.
W blisko dwugodzinnym uzasadnieniu wyroku sąd wymieniał liczne - w jego ocenie - sprzeczności materiału dowodowego, nieścisłości w tym materiale i błędy popełnione przez prokuraturę. Chodziło o szczegółowe kwestie sposobu wejścia do domu ofiar, obezwładnienia psa, wykorzystania drabin do napadu, czy ukradzionych przedmiotów. Sąd krytykował też czynności wykonywane w tej sprawie z podejrzanymi na etapie śledztwa.
Jednocześnie sędzia zwrócił uwagę na jakość materiału dowodowego zabezpieczonego w tej sprawie, jeszcze w latach 90.
Przypomnę, to się działo w zupełnie innych czasach i innych realiach technicznych oraz funkcjonowania państwa. Pewne rzeczy, które budzą nasz uśmiech politowania i nas bulwersują, w tamtych czasach były możliwe, a nawet powszechne. Aparaty nie były cyfrowe, korzystały z filmów, które były 24-klatkowe, więc mógł się po prostu film skończyć w aparacie i nie było pieniędzy, by kupić następny. Sami widzieliśmy, że kaseta z ważnym nagraniem z czynności zawierała również uroczystość komunijną. Dziś wygląda to niepoważnie, ale takie były realia (...). Może funkcjonariusze przynosili prywatne kasety, aby w ogóle dokonywać czynności, bo nie było pieniędzy na kasetę wideo. Trudno to ocenić - mówił sędzia.
Wystąpimy o uzasadnienie pisemne. Z wyrokiem się nie zgadzamy. Apelację wywiedziemy z całą pewnością - mówiła z kolei prok. Katarzyna Płończyk. W ocenie prok. Tomasza Boducha, również zaangażowanego w sprawę, jeśli sąd nie zgadzał się z zaproponowanym przez prokuraturę aktem oskarżenia, to "nic nie stało na przeszkodzie, żeby go zweryfikować". Jak mówił w czasie wysłuchiwania uzasadnienia stanowiska sądu, odniósł wrażenie, że sąd "nie wierzy prokuraturze - dlatego uniewinnia". Sala sadowa nie jest miejscem wiary, a suchej, konkretnej oceny materiału dowodowego - stwierdził Boduch. Dodał, że w uzasadnieniu sądu nie usłyszał "ani jednego zdania, odnośnie wyjaśnień oskarżonych, które były złożone w ciągu blisko pięcioletniego procesu".
Dla oskarżonych członków tzw gangu karateków - Dariusza S., Marcina B. i Roberta S. prokuratura domagała się dożywocia. Wyrokowi uniewinniającemu na sali sądowej przysłuchiwał się tylko ostatni z nich. Roberta S. uniewinniono także z zarzutów dwóch innych zabójstw i jednego usiłowania zabójstwa. Z kolei jeden z obrońców Roberta S. mec. Jakub Abramowicz ocenił, że cały proces był oparty na "pomówieniach i poszlakach". Mec. Abramowicz nie wątpi w zapowiadaną przez prokuraturę apelację. Będziemy się do niej ustosunkowywać i będziemy bronić tego wyroku przed sądem II instancji - zapowiedział. Jestem przekonany o niewinności mojego klienta - dodał adwokat.
Na sali był także syn zamordowanego małżeństwa Andrzej Jaroszewicz, który odkrył zwłoki swoich rodziców 32 lata temu.
Jak się to odpuści zupełnie, to się zachęca innych ludzi do stosowania takich brutalnych metod - powiedział RMF FM.
Piotr Jaroszewicz - premier PRL w latach 1970-1980 - został zamordowany wraz z żoną Alicją Solską-Jaroszewicz w ich domu w Aninie. Do zbrodni doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r.
Bandyci zacisnęli na szyi byłego premiera rzemienną pętlę, a przedtem go maltretowali. Jego żona zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości. Został on oddany ze sztucera jej męża.
W kwietniu 1994 r. zatrzymano czterech kryminalistów z Mińska Mazowieckiego, których podejrzewano o dokonanie zabójstwa Jaroszewiczów. Mężczyźni od początku twierdzili, że są niewinni. W 1998 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił całą czwórkę z braku dowodów. W 2000 r. wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
W 2017 r. prokuratura zdecydowała o podjęciu kolejnego śledztwa. Postępowanie nabrało rozpędu po wyjaśnieniach Dariusza S. Mężczyzna złożył je w lutym 2018 r. w toku innego śledztwa - groziła mu surowa kara w sprawie uprowadzenia dla okupu.
Dariusz S. przyznał się do udziału w zbrodni. Wskazał na swoich byłych kolegów z grupy - Roberta S. i Marcina B. Ten drugi też przyznał się do obecności na miejscu zabójstwa.
W 2018 roku prokuratura informowała o przełomie ws. zbrodni w domu Jaroszewiczów. To nie jest pudło, jak było kiedyś, to jest trafienie. Jesteśmy co do tego przekonani, choć oczywiście ostatecznie tę sprawę będzie rozstrzygał sąd - mówił w marcu 2018 roku ówczesny minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Według prokuratury Robert S. miał udusić Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelić Alicję Solską-Jaroszewicz. Ponadto został oskarżony o zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie w 1993 r.
Dariusz S. i Marcin B. zostali oskarżeni o współudział w zabójstwie byłego premiera PRL. Wszyscy byli członkami tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych.
Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwał ponad cztery lata. Prokuratura zażądała łącznej kary dożywocia dla głównego oskarżonego Roberta S., a także 7 i 5,5 lat więzienia dla Dariusza S. oraz Marcina B.
Zdaniem prok. Katarzyny Płończyk, Dariusz S. oraz Marcin B. zasługują na zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary. Bez wyjaśnień tych osób, sprawy objęte tym aktem oskarżenia pozostałyby niewyjaśnione, a rodziny nie poznałyby nigdy prawdy - podkreśliła.
Obrońcy oskarżonych wnioskowali o uniewinnienie całej trojki. Mec. Dawid Dąbrowski - obrońca Roberta S. - ocenił, że prokuratura chce w sprawie "przekonać do hipotezy, która zwyczajnie jest sprzeczna z prawdą", a jej działania w śledztwie "były próbą złamania niewinnego człowieka".