"Przeszkodziły nam ekstremalne warunki pogodowe" - tak podczas konferencji prasowej Artur Hajzer, lider tegorocznej wyprawy na Lhtose, komentował niedaną próbę zdobycia czwartej góry Ziemi. Mimo kilku ataków szczytowych Polakom nie udało się zdobyć wierzchołka. Ekspedycja odbywająca się w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy trwała od 9 września do 22 października.
Najbardziej newralgiczne momenty wyprawy to samodzielne poręczowanie zachodniej ściany Lhotse, pełne dramaturgii próby Andrzeja Bargiela pobicia rekordu szybkości wejścia na Lhotse i decydujący atak szczytowy, gdy w trakcie wycofywania się już do bazy zginął jeden z wspomagających wyprawę Szerpów - podsumował na konferencji prasowej Hajzer.
Najważniejszym momentem ekspedycji był decydujący atak szczytowy z obozu czwartego (7850 m), do którego wyszło troje uczestników wyprawy - Bielecka, Małek i Hajzer w towarzystwie Rosjanina Aleksieja Bołotowa i dwójki Szerpów. Po niespełna dwóch godzinach wspinaczki zawrócił Małek, a niebawem - z powodu zimna i porywistego wiatru - Bielecka i Bołotow.
Obiecałam mamie, że wrócę do domu z palcami. Zawróciłam z Aleksiejem w momencie, gdy pięć razy straciłam czucie w palcach - powiedziała himalaistka z Wrocławia. W kierunku wierzchołka w szalejącym wietrze i mrozie szli Hajzer oraz dwaj Szerpowie. Nie dotarli do szczytu. Kierownik zarządził odwrót, gdy 24-letni Tenzing Szerpa zaczął mieć wyraźne problemy z operowaniem palcami.
Temba Szerpa schodził jako ostatni, 50-100 metrów za nami. Staraliśmy się iść szybko ze względu na odmrożenia Tenzinga. Kontakt wzrokowy był utrzymany. Temba to bardzo doświadczony, 39-letni himalaista, który wcześniej dwukrotnie otwierał drogę na Lhotse i dla nas był wręcz autorytetem. Z przyczyn niewyjaśnionych ześlizgnął się zachodnią ścianą do jej podstawy, ponosząc śmierć na miejscu. Możemy tylko snuć domysły, czy jego stan zdrowotny na wysokości 8000 m się nie pogorszył. Nie wiem, czy wypadek nie był wynikiem zawału bądź udaru - analizował Hajzer.