Choć trudno w to uwierzyć, tak znana i szanowana, istniejąca już niemal 114 lat organizacja jak Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, po raz pierwszy doczekała się opracowania swojej historii, a także pocztu ratowników. Właśnie ukazały się dwie książki: "Monografia TOPR 1909-2009" autorstwa Pauliny Nowak-Szuster i Gabriela Szustera oraz "Poczet ratowników Tatrzańskich" Józefa Janczego. W Zakopanem odbyło się spotkanie z ich autorami
Rzeczywiście, to trudne do uwierzenia, że organizacja i jej członkowie, którzy są bohaterami setek, jak nie tysięcy publikacji prasowych, książkowych, reportaży telewizyjnych czy radiowych, dotąd nie doczekałą się swojej monografii, a ratownicy tatrzańscy swoich biografii.
Były takie pojedyncze tematy: Józef Oppenheim czy TOPR do 1919 roku w różnych czasopismach specjalistycznych dotyczących historii. Stąd zresztą ci autorzy się pojawili u nas, bo najpierw napisali coś o nas i to był następny krok - przyznaje Naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Rzeczywiście, jest wiele książek opisujących akcje ratunkowe, ostatnio była to Beata Zielińska, wcześniej oczywiście Michał Jagiełło. Jego księga, niezwykle rozbudowana historia TOPR, ale opisywana poprzez wypadki górskie. Natomiast takiego bezpośredniego zajęcia się historią organizacji, tego nie było. A ta ponad 110 letnia historia nierozerwalnie wiąże się z tym, co dotyczyło Polski. I tak od 1909 roku: pierwsza wojna światowa, druga wojna światowa, czasy PRL-u, zmiany gospodarcze, polityczne i to wszystko znalazło swoje odzwierciedlenie również w naszej organizacji. Pewne rzeczy nawet dla nas były zaskoczeniem, choć pewne informacje mieliśmy, ale te lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte, te trudne czasy współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, a równocześnie inwigilowania całego naszego środowiska. Dla mnie było zaskoczeniem, że tak szeroko to środowisko górskie, ratownicze, przewodnickie było inwigilowane, że tak wiele uwagi Służba Bezpieczeństwa poświęcała tym ludziom, którzy żyli tu w tym terenie przygranicznym. Prawdopodobnie było to związane jednak z przenoszeniem literatury wszelkiego rodzaju. Wydaje się, że ta władza bała się tej literatury, która tutaj do nas trafiała, niezależnych źródeł i za tym poszła cała wielka praca tych służb bezpieczeństwa z bardzo różnym skutkiem. Także to też jest pocieszające - przyznaje naczelnik.
Autorzy monografii TOPR przyznają, że była to ciężka i bardzo czasochłonna praca. Często korzystali ze źródeł, które dotąd nie były przez nikogo opracowane. Stąd praca nad książką zajęła niemal siedem lat. Nie było to też proste z powodu małego dystansu do opisywanych wydarzeń.
Odnosząc się do historii drugiej połowy XX wieku, ten dystans czasowy jest bardzo mały, powiedzmy jednego pokolenia - mówi Gabriel Szuster. To zawsze jest obciążone tym, że żyją ciągle świadkowie, że żyją te osoby, o których się pisze. To jest trudne. To jest trudna historia, ale myślę, że bardzo ciekawa. Na razie to jest próba jej nakreślenia. Myśmy zaczęli, od czegoś się zaczyna. A dlaczego do tej pory nie zostało to jeszcze opracowane tak całościowo? Nie wiemy. Trudno powiedzieć. Myślę, że to też jest także to, że opracowania naukowe kojarzą się z takimi trudnymi akademickimi bieżącymi opowieściami. A tak nie musi być, bo można stworzyć pracę bazującą na źródłach archiwalnych, która będzie ciekawa. Mam nadzieję, że nasza będzie ciekawa i tekst będzie znośny dla czytelnika. Było to pracochłonne - przyznaje Paulina Nowak-Szuster.
Na pewno nie mogliśmy korzystać z już gotowych opracowań, tylko musieliśmy szukać sami. Mieliśmy na przykład do przeglądnięcia kilka grubych segregatorów z wycinkami prasowymi i szukaliśmy wątków, które się powtarzają, które można skleić w jedną całość, żeby było i problemowo, i chronologicznie. Więc dużo było takiej mrówczej pracy, która objętościowo w efekcie nie była duża, ale trzeba było bardzo się napracować, żeby to posklejać. A poza tym tak, jak wspominał współautor, to jest nieodległa historia, więc nie otoczona takim nimbem, taką patyną, tylko coś dla wielu ludzi takiego, co było niedawno w sumie, ale dla młodszych pokolenie są to już rzeczy nieznane - dodaje.
Wielką pracę wykonał także wieloletni Prezes TOPR Józef Janczy. Jak przyznaje, opracowanie biografii blisko 300 nieżyjących już ratowników TOPR nie było proste.
Tak troszkę się namęczyłem, ale ja lubię takie rzeczy robić. Z przyjemnością szukam, grzebię w różnych papierach, także dla mnie to nie jest jakiś wielki wysiłek, tylko przyjemność - podkreśla Janczy, autor "Pocztu ratowników tatrzańskich".
Wszystko to było. Byli piękni chłopcy. Dzielni. Trudne akcje. Ryzyko o śmierć się ociera. Ale ja postanowiłem pokazać ich nieco inaczej. Czym? Kim byli? Czy byli tylko ratownikami? Czy nie? Okazuje się, że my mieliśmy w swoich szeregach i profesorów znanych w Polsce, i żołnierzy bardzo dzielnych, zarówno z pierwszej wojny, jak i z drugiej. W związku z tym sam się dowiadywałem rzeczy, o których nie wiedziałem i chciałbym, żeby czytelnik na to też tak spojrzał. To byli ludzie nie tylko związani z górami, ale mieli swoje historie, bardzo piękne działania.
W trakcie pisania największym zaskoczeniem dla mnie i dla naczelnika byli właśnie nasi ratownicy, którzy poszli do Legionów, którzy byli odznaczeni wysokimi orderami typu Virtuti Militari i Militari, wielokrotnie Krzyżem Walecznych, o których nie wiedzieliśmy, bo nie wolno było się, w moich czasach, obnosić z taką wiedzą. To było wszystko w archiwach wojskowych i częściowo u nas w archiwach. Czy żołnierze drugiej wojny światowej. Ja z nimi chodziłem na wyprawy, byliśmy blisko i nie wiedzieliśmy o nich nic. No bo oni wiedzieli, że nie wolno się chwalić ani opowiadać. Jak się dowiadujemy z dalszych stron historii, którą napisali państwo historycy, byliśmy również... jakby to powiedzieć, żeby nikogo nie obrazić... Żyliśmy w towarzystwie ludzi, którzy zdecydowali się współpracować z Urzędem Bezpieczeństwa i ze służbami bezpieczeństwa. To są dla mnie największe przeżycia po przeczytaniu pracy tych naszych historyków. Ponieważ tak, jak już wspominałem: żyliśmy razem, chodziliśmy na wyprawy razem piliśmy wódkę, a teraz się okazało, że część z nich, oczywiście nie wszyscy, się zeszmacili po prostu - opowiada Janczy.
Na spotkanie z autorami książek, które odbyło się w gmachu głównym Muzeum Tatrzańskiego przyszły dziesiątki osób: obecnych i byłych ratowników TOPR, ich rodzin, a także ludzi zafascynowanych historią górskiego ratownictwa w Polsce.