W naszej świadomości to nie było uzbrojenie, tylko zużyte, puste tuby po granatnikach - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" komendant główny policji, generał inspektor Jarosław Szymczyk. Na zapleczu gabinetu szefa policji doszło do eksplozji, w wyniku której uszkodzone zostały pomieszczenia na trzech kondygnacjach. MSWiA przekazało, że wybuchł prezent, jaki generał Szymczyk otrzymał podczas ostatniej wizyty w Ukrainie.
W rozmowie z gazetą generał wyjaśnił, że 12 grudnia, podczas wizyty w Ukrainie, miał dwa kluczowe spotkania. Pierwsze z komendantem głównym Narodowej Policji Ukrainy Ihorem Kłymenko. Na koniec tradycyjnie przekazaliśmy sobie prezenty. Ja darowałem panu generałowi skromny policyjny gadżet - portfel, długopis, wizytownik i butelkę polskiego alkoholu. Pan generał wręczył mi tubę po granatniku, która - jak powiedział - jest tubą zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez Bluetooth - powiedział szef KGP.
Na drugie spotkanie udaliśmy się do Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, przyjął nas gen. Sierghiej Kruk. Był też jego zastępca, gen. Dmytro Bondar, który zaprosił nas do sali, gdzie zgromadzono różne elementy zużytej broni z ich codziennej służby. (...) Na koniec rozmowy gen. Bondar powiedział, że ma dla nas taką pamiątkę. To była podobna tuba po zużytym granatniku - dodał generał.
Zapewniono nas, że (...) to urządzenie jest bez materiałów wybuchowych, że to złom - podkreślił. Przyznał też, że przejeżdżał granicę na paszporcie dyplomatycznym i nie zgłaszał prezentu, bo - jak mówił - w naszej świadomości to nie było uzbrojenie, tylko dwie zużyte, puste tuby po granatnikach.
Kiedy przyjechałem 14 grudnia rano do pracy, leżały na zapleczu, przy gabinecie, płasko na podłodze, utrudniając przejście. Zdjąłem płaszcz i chciałem je przestawić. Złapałem tubę granatnika w dolnej części, lekko się pochyliłem i podniosłem ją do pionu. Kiedy ją postawiłem, to nastąpiła potężna eksplozja. Mnie ogłuszyło, słyszałem jeden wielki pisk i świst w uszach - relacjonował.
Wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit - mówi gen. Szymczyk w rozmowie z reporterami RMF FM.
Na pytanie, czy złoży dymisję, szef KGP odparł: "na dziś nie widzę powodu, żeby taki wniosek składać". Aczkolwiek mam świadomość, że to decyzja pana ministra spraw wewnętrznych i administracji, a docelowo decyzja pana premiera, i ja się jej podporządkuję - zapewnił.
Informacji o eksplozji nie przekazano od razu, a dopiero dzień później, po ponad trzydziestu godzinach.
Tuż po eksplozji, jak ustalili nasi reporterzy, na miejsce przyjechała straż pożarna i pogotowie. Ratownicy opatrzyli rannego komendanta i zabrali do szpitala. Z naszych informacji wynika, że od razu powiadomiono prokuraturę. Na miejscu sprawdzono, czy nie było zagrożenia chemicznego i radiacyjnego. Według informatorów RMF FM generał Szymczyk był trzeźwy.
Eksperci wojskowości twierdzą, że taki granatnik nie mógł wystrzelić sam - chyba, że był uszkodzony i w czasie przestawiania doszło do wybuchu. Ale możliwa jest też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono.
Teraz Wydział Kontroli sprawdza wszystkie okoliczności. Biegli ustalają, jak to możliwe, że w prezencie był materiał wybuchowy i jak mogło dojść do eksplozji.
Zniszczenia po wybuchu są na trzech kondygnacjach budynku - od parteru do drugiego piętra. Głównie chodzi o wyrwy w podłodze pomieszczenia socjalnego gen. Szymczyka, a także w podłodze na poziomie pierwszego piętra. Mają okrągły kształt. Wielkość mniej więcej obiadowego talerza - donosi dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada. Przez dziurę z gabinetu komendanta widać pomieszczenie ochrony budynku na parterze.
Pomieszczenia Komendy Głównej Policji uszkodzone w eksplozji, do której doszło w gabinecie szefa policji, zostały już przywrócone do użytkowania.
Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że w najbliższym czasie gen. Szymczyk ma się zjawić przed prokuratorami. Zostanie przesłuchany w charakterze świadka - śledczy utrzymują, że jest pokrzywdzonym w trwającym postępowaniu. Nie można jednak wykluczyć, że w czasie składania zeznań zostanie uprzedzony o ewentualnej odpowiedzialności.
Śledztwo dotyczy nieumyślnego spowodowania eksplozji zagrażającej życiu wielu osób. Grozi za to do 5 lat więzienia.
Prokuratorzy w tym postępowaniu muszą też wyjaśnić, czy policja po incydencie działała zgodnie z procedurami. Zbadane musi zostać to, czy doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy.
Prokuratura konsekwentnie odmawia podawania jakichkolwiek informacji w sprawie prowadzonego śledztwa. To zbyt poważna sprawa - usłyszał dziennikarz RMF FM.