Dzięki perfekcyjnej współpracy medyków z kilku szpitali udało się uratować życie 27-letniej pani Anny i jej córki Lidii. Kobieta w ciąży z rozwarstwieniem aorty trafiła do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Tam na bloku kardiochirurgicznym najpierw na świat przyszła jej córka. Później lekarze przeprowadzili operację ratującą 27-latkę.

"Od razu poczułem uwagę sytuacji"

Pani Anna cierpi na zespół Marfana - rzadką genetyczną chorobę, powodującą m.in. osłabienie aorty. W czasie ciąży była pod opieką kardiologa. W 34. tygodniu ciąży przed zaplanowaną kontrolną wizytą bardzo źle się poczuła.

Dostaliśmy zgłoszenie ze szpitala miejskiego (w Żorach - przyp. red.), że trafiła tam chora w 34. tygodniu ciąży z silnym bólem w klatce piersiowej. Od razu poczułem powagę sytuacji, że możemy mieć do czynienia z zagrożeniem życia nie tylko matki, ale także dziecka. Pacjentka szybko została do nas przetransportowana. Po przyjęciu na SOR i wykonaniu diagnostyki, okazało się, że u chorej doszło do rozwarstwienia aorty - mówi dr hab. Radosław Gocoł, kierujący oddziałem kardiochirurgii w GCM w Katowicach. Dodaje, że operacja, której pani Anna miała być poddana, wymaga zatrzymania krążenia, a to oznaczałoby utratę dziecka.

Lekarze zdecydowali, że najpierw trzeba wykonać cesarskie cięcie, ale w ośrodku w Ochojcu nie ma zaplecza ginekologiczno-położniczego. Pomoc nadeszła szybko z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Katowicach-Ligocie.

Po jednym telefonie prof. Nowosielski (kierujący oddziałem ginekologii, położnictwa i ginekologii onkologicznej w UCK - przyp. red.) skrzyknął cały zespół - nie tylko ginekologiczny, ale i neonatologiczny. Po godzinie byli już u mnie na bloku - relacjonuje dr Gocoł.

"Jeden z niewielu tak dramatycznych przypadków"

Poród odbył się na oddziale kardiochirurgii. To nie jest zwykła, standardowa sytuacja.

Rzadko wyjeżdżamy do innych szpitali, aby wykonać cięcie cesarskie. Myślę, że to był jeden z niewielu tak dramatycznych przypadków. On był naprawdę dramatyczny pod względem grożących niebezpieczeństw tak dla matki, jak i dla jej córeczki. Dzięki współpracy interdyscyplinarnej udało się osiągnąć sukces, chyba taki mały cud - mówi prof. Krzysztof Nowosielski.

Po porodzie opieką nad małą Lidią zajęli się specjaliści z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach-Ligocie, którzy także przyjechali do GCM.

Jechaliśmy do szpitala, który nie ma zaplecza neonatologicznego. Wiedzieliśmy, że musimy noworodka zabezpieczyć ze strony oddechowej, krążeniowej. Obecność zespołu neonatologicznego, wysokospecjalistycznego, z karetką wyposażoną we wszystkie niezbędne narzędzia była kluczowa, żeby temu dziecku pomóc - mówi dr Hanna Niedzielska-Fraś z Oddziału Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka w GCZD.

Po cesarskim cięciu panią Annę czekała jeszcze jedna operacja. Była pod ścisłą opieką medyczną przez tydzień, zanim kardiochirurdzy przeprowadzili zabieg.

Lekarze starali się jak najlepiej przygotować pacjentkę do operacji kardiochirurgicznej, bo istniało wysokie ryzyko krwawienia po cesarskim cięciu. To z kolei mogłoby skutkować koniecznością usunięcia macicy.

Podczas drugiej operacji obecne były trzy zespoły - kardiochirurgiczny, który przeprowadził operację pękniętej aorty, zespół ginekologiczny, który był przygotowany do ewentualnej konieczności operacji usunięcia macicy i zespół kardioanestezjologiczny, który odpowiadał za znieczulenie pacjentki - wyjaśnia dr Radosław Gocoł.

"Będę dozgonnie wdzięczna"

Wszystko pomyślnie się skończyło. Operacja pani Anny powiodła się. Pacjentka wraca do zdrowia.

Córeczka czuje się bardzo dobrze. Ja też powoli dochodzę do siebie. Jeszcze troszeczkę mi to zajmie, ale jak na to, co przeżyłyśmy obie, to jest wspaniale - mówi pacjentka. Podkreśla, że zawdzięcza medykom życie swoje i dziecka.

Będę dozgonnie wdzięczna. Może to i tak za mało za to wszystko, co zrobił cały zespół dla mojej córki i dla mnie, bo bez nich po prostu by nas tutaj nie było - mówi wzruszona pani Anna.

Opracowanie: