Mająca niespełna tysiąc mieszkańców Wąwolnica jest jedną z siedmiu wsi, które od stycznia - jak planuje rząd - mają się stać miastami. Dla tej miejscowości będzie to wręcz dziejowa sprawiedliwość, odzyskanie praw miejskich odebranych przez zaborcę. Ale na tutejszym Rynku mało kto wierzy w to, że nadanie statusu miasta odmieni Wąwolnicę.
Wąwolnica, jeżeli komuś jest znana, to zwykle z dwóch powodów. Jednym z nich jest możliwość spaceru malowniczym wąwozem lessowym, który w upalnie dni daje kojący chłód. Drugim jest sanktuarium maryjne, do którego pielgrzymują wierni.
Dla wielu Wąwolnica to tylko napis na tabliczce mijanej w drodze z Nałęczowa do Kazimierza Dolnego. Niewielu wie, że jest tu nawet Rynek. Właśnie na nim sprawdzaliśmy, czy mieszkańcy cieszą się z zapowiadanego odzyskania praw miejskich.
Rynek w Wąwolnicy jest jednym z tych, których nie dotknęła moda na zastępowanie zieleni kostką brukową. Jest bardzo zielono i czyściej niż w niejednym mieście, gdzie obok ławek oczywiste byłyby niedopałki i puste butelki. Tu nawet niedopałek wręcz krzyczałby swoją obecnością.
Jest czysto, ale skromnie. Bardzo skromnie. Tak, jakby nic nie zmieniło się tu od lat. Stare drzewa, stare alejki i stare ławki. A na nich niemłodzi ludzie.
Młodzież zostanie, jak będą pieniądze. Nie będzie roboty, to nie będzie młodzieży - tłumaczy mężczyzna siedzący na ławce. Wszystko wyjeżdża za granicę, bo wiadomo, że płace są 2-3 razy lepsze od tego, co jest na miejscu. Tak, jak widać. Rynek pusty. Nie ma ani jednego. Ten w Norwegii siedzi, to na urlopie, drugi wyjechał za granicę, no to spotkali się, pogadali. Zaraz wyjadą i znowu nic się nie będzie działo.
Na Rynku trafiam też na przyjezdną. Mi się wydaje, że na miasto to troszeczkę tak nie bardzo. Ani tu sklepu większego. Chyba że coś się będzie działo, jak będzie miastem. Ale w tym momencie to nie widzę Wąwolnicy jako miasta - mówi kobieta, która zastrzega, że nie ma tu rodziny ani znajomych i przyjeżdża tu rzadko. Czy wybiera się z poczuciem, że jedzie do miasta? No nie. W tym momencie nie. Chyba że coś się zmieni.
Nie sądzę - odpowiada sprzedawczyni z jednego ze sklepów. Nie jest z Wąwolnicy, dojeżdża tu z miasta. A konkretnie z Poniatowej.
Pożyjemy, zobaczymy - wzdycha kobieta wypoczywająca na ganku domu przy Rynku. To, czy wypoczywa na wsi czy w mieście, jest jej obojętne.
Raczej nie. Tutaj nigdy nic nie było, nie ma i nie będzie - twierdzi mężczyzna stojący przed innym sklepem.
Ładne plany mają, ale czy zrealizują, to nie wiadomo - dodaje jego kolega. Może będzie łatwiej, ale taniej chyba nie.
To już drugi sklep. “Większych" może nie ma, ale małych jest kilka.
Pan widzi tutaj trzy sklepy na krzyż. Tam czwarty, piąty, tu szósty. I tyle - wylicza mężczyzna z ławki. Chodzi się tylko po to, żeby śniadanie, obiad, kolację zjeść i nic więcej. Żadnych zakupów, jak kiedyś, że za 500, za 600 zł się robiło. Dzisiaj się robi za 50. A jak za 120 zł, to już jest na cały tydzień.
Po Rynku rozgląda się kolejna kobieta. Wyraźnie czegoś szuka. Pierwszy raz tu jestem. Przyjechałam do kościoła i szukam jakiejś restauracji - tłumaczy.
Przy Rynku nie widać szyldu restauracji. Ale przed trzecim spożywczym są krzesełka. Można tu usiąść z lodami. Właśnie dostarczyli nowy smak gałkowanych. Pomarańczowe z czekoladą. Ekspedientka zachwala je starszemu małżeństwu tutejszych. Po chwili oboje siadają na krzesełkach i zaczynają się ścigać w konsumpcji lodów z niemiłosiernym upałem.
Czy lody w mieście będą smakować lepiej niż lody na wsi?
Tak samo - odpowiada kobieta. Ale jej mężowi nie jest obojętne, czy Wąwolnica zostanie miastem.
To, co jest, tak powinno zostać. Nie zmieniać - mówi z przekonaniem. Dlaczego tak uważa? Prawdopodobnie wieś dostanie po kieszeni. Tak to jest razem. Miasto się oddzieli, będzie do siebie ciągnąć, a wieś będzie w gorszej sytuacji. Będzie gorzej troszkę traktowana.
Ale ci, którzy będą mieszkać w mieście, też mają swoje obawy. Choćby o to, że wzrosną podatki. A wątpi pan, że nie? Na pewno, takie życie. Nic nie ma za darmo, wszystko kosztuje - mówi mężczyzna z ławki.
Mimo to, mój rozmówca uważa, że to dobrze, że Wąwolnica zostanie miastem.
Burmistrza już kiedyś mieliśmy. Pomnik aby został. Mieszkańcy, zasłużyli, żeby być troszeczkę wyżej w hierarchii władz - tłumaczy. Czy dzięki tej zmianie będzie się żyło lepiej? Oby. Z tym trzeba się zmierzyć, życie za bary wziąć i ciągnąć dalej do przodu ten wóz. I tak jakoś wójt łata to wszystko, żeby to miało ręce i nogi. Może będą inne dotacje.
Nie wiem tak naprawdę, co to zmieni. Chyba tylko nazwę, że będziemy w rynku w mieście mieszkać. Może jakieś środki większe będą wpływać na rozwój Wąwolnicy. Mam nadzieję, że ten skwer będzie inaczej wyglądał. Jak w mieście, no bo tu strasznie to wygląda - mówi kobieta prowadząca wnuka, jedyną młodą osobę, którą tu spotkałem. Ona sama mieszka tu od dziecka. Mnie to nie przeszkadza, czy ja mieszkam na wsi czy w mieście. Mieszkam w Rynku i wolałabym, co prawda, gdzieś na uboczu, ale jest, jak jest.
To będzie pani teraz mieszkała w centrum miasta. Jak się pani z tym czuje?
Trudno mi powiedzieć, jeszcze nic nie czuję - odpowiada. Okna te same, widok ten sam, sąsiedzi ci sami. Myślę, że nic to w moim przypadku nie zmieni.
1 stycznia Wąwolnica będzie tą samą Wąwolnicą, tylko zyska trochę prestiżu. Kiedyś była miastem, to będzie dalej miastem - przypomina przechodzień. Prestiż? No, jakiś tam może i będzie prestiż, no. Tylko wyglądu trochę brak na ten prestiż.
Wąwolnica dostała prawa miejskie już w XIV wieku. Straciła je w 1870 r., co było karą wymierzoną przez cara za to, że mieszkańcy wspierali powstańców styczniowych. Ale to nie była jedyna kara. Drugą była zmiana nazwy, wcześniej miasto nazywało się Wawelnicą. Kilkadziesiąt lat później Wąwolnicę spotkała znacznie surowsza kara, tym razem za wspieranie antykomunistycznego podziemia. W 1946 r. bezpieka spaliła tu ponad setkę domów.