Do zaledwie kilku na dobę spadły w ostatnich tygodniach próby nielegalnego przekroczenia polskiej granicy od strony Białorusi. Z końcem stycznia minie dokładnie pół roku od rozpoczęcia w północno-wschodniej części kraju operacji "Bezpieczne Podlasie". Trzonem tego działania jest 18. Dywizja Zmechanizowana, razem z podległymi jej na czas operacji jednostkami. Jednorazowo przy granicy z Białorusią stacjonuje około 6 tysięcy żołnierzy, którzy całą dobę pilnują tzw. paska granicznego. W całość tych działań, w systemie rotacyjnym, zaangażowanych jest 17 tysięcy mundurowych. Co zmieniło się na granicy od rozpoczęcia akcji "Bezpieczne Podlasie"?
Z pokładu wojskowego śmigłowca Mi-8 - podczas lotu na wysokości kilkudziesięciu metrów - doskonale widać potencjalne miejsca skupienia grup ludzi. To możliwe szczególnie teraz - zimą, kiedy korony drzew w tym mieszanym, przygranicznym lesie w okolicach Białowieży są pozbawione liści. Dobrze widać też meandrującą rzekę i potencjalne ścieżki, którymi tam, gdzie nie ma 5,5-metrowego płotu - mogą przedostawać się migranci. Jedna z takich maszyn stacjonuje na lądowisku kilka kilometrów od wojskowej bazy w Karakulach i jest gotowa do startu przez całą dobę. Śmigłowiec, prócz patroli, może być wykorzystywany także do transportu grup szybkiego reagowania. Warunkiem jego startu są jednak dobre warunki pogodowe. Maszyna jest głośna - charakterystyczny szum wirnika i łopat śmigła słychać z daleka. Trudno więc wykorzystywać ją do rozpoznania, dlatego zdecydowanie częściej wojsko wykorzystuje w tej okolicy drony.