Przed startem w biegach indywidualnych w Soczi czołowi polscy łyżwiarze szybcy najbardziej liczą na dobry wynik na 1500 metrów. Zbigniew Bródka i Konrad Niedźwiedzki przyznają równocześnie, że to najtrudniejszy dystans, po którym najbardziej bolą nogi, po którym ma się największe zakwaszenie, po którym najdłużej się kaszle. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim i Tomaszem Staniszewskim opowiadają też, że dzięki coraz lepszym wynikom i ich powtarzalności rywale zaczęli się z nimi już liczyć.
Grzegorz Jasiński: Na ile wasze występy wywołują reakcję konkurencji i na ile stajecie się już obiektami zainteresowania - nie tylko jako ktoś, kto biegnie z tyłu, ale ktoś kto, może biec z przodu i trzeba będzie go gonić?
Konrad Niedźwiedzki: Ja mam akurat dość dobre odniesienie, bo na co dzień, kiedy jestem w Holandii, czy z drużyną, z którą trenuję, to obcokrajowcy dość dużo poświęcają nam uwagi. Na Zbyszka patrzą, że wygrał Puchar Świata w zeszłym roku i że w tym roku dobrze mu idzie, i Jankowi Szymańskiemu też, i w ogóle naszej drużynie. Mnie starają się za bardzo nie kadzić (śmiech), ale myślę, że liczą się z nami. Widać to nawet w wywiadach, których udzielają mediom. Nasze nazwiska przewijają się w tych wypowiedziach. Tak że świat nas dostrzega i wie, że trzeba się z nami liczyć.
Zbigniew Bródka: Jeżeli stajemy się powtarzalni, stajemy po raz kolejny na podium Pucharu Świata, robi się to regularne, to każdy myśli, że to nie jest przypadek i że ci Polacy są coraz mocniejsi. Z sześciu zawodów Pucharu Świata w tamtym sezonie cztery razy stałem na podium. W klasyfikacji generalnej zwyciężyłem też z dużą przewagą stu punktów. Tak że na pewno nie był to przypadek.
Grzegorz Jasiński: Jakie są panów oczekiwania dotyczące igrzysk olimpijskich? Oczywiście w drużynie medal, nawet jeśli za Holendrami, to niedaleko. A plany indywidualne? W pana przypadku 1500 metrów to jest ten dystans?
Zbigniew Bródka: Na pewno skupiam się na dystansie 1500 metrów, bo na nim zdobyłem Puchar Świata. Oprócz tego myślę że na dystansie 1000 metrów też będzie duża szansa powalczyć - i będzie to też dobra rozgrzewka, bo 1000 metrów jest przed 1500. Mam nadzieję, że podejdę do tego nieco luźniej i wtedy będę mógł analizować ten bieg pod kątem 1500. Zrobię wszystko, by się odpowiednio przygotować i żeby powalczyć o te medale. Czy będą? Tego nie mogę obiecać. Igrzyska wszystko zweryfikują. Miejmy nadzieję, że z igrzysk w Soczi wrócimy równie zadowoleni jak z mistrzostw świata w Soczi.
Konrad Niedźwiedzki: Ja mogę powiedzieć, że miejsca na 1500 metrów w tym sezonie nie za bardzo mnie satysfakcjonują, spodziewałem się trochę lepszych lokat i na pewno nie wszystkie puzzle w tej mojej układance są jeszcze na odpowiednim miejscu. W tym roku 1000 metrów jest moim dobrym dystansem. Na pewno będę się starał, żeby to wszystko było już idealne i w jak największym porządku podczas igrzysk, i żeby tam próbować zająć jak najlepsze lokaty. Myślę, że zdobyć medale indywidualnie będzie ciężko. Natomiast mam swoje 12. miejsce z Turynu do pobicia i na pewno stać mnie na lepszy wynik.
Grzegorz Jasiński: Dystanse 1000 i 1500 metrów wyglądają na prawie takie same, a jednak 1500 jest dystansem szczególnym i - jak dowiadywaliśmy się od ekspertów - wymagającym szczególnych predyspozycji. Proszę nam o tym opowiedzieć, bo to jest podobno męka...
Zbigniew Bródka: 1500... ciężko to wytłumaczyć. Trzeba by samemu wystartować i się przekonać, bo tak naprawdę dopiero po przejechaniu 1500 metrów wiadomo, o co chodzi. Najbardziej pieką nogi. I ten ból jest największy. Jest to dystans wytrzymałościowo-szybkościowy, gdzie trzeba mieć zarówno dużą szybkość, jak i dużą wytrzymałość. Spotykają się sprinterzy z długodystansowcami. Taktykę każdy z nich ma inną, ale na mecie najważniejszy jest czas i miejsce. Ja jestem takim zawodnikiem, który zaczyna nieco wolniej, a później stara się utrzymać tempo do samego końca. Nie jestem ani sprinterem, ani wytrzymałościowcem. Zdarza się, że te ostatnie rundy są dość szybkie, jednak są zawodnicy, którzy pokonują je jeszcze szybciej. Ja jestem tak pośrodku tego dystansu.
Grzegorz Jasiński: Co najbardziej boli po 1500 metrach? Nogi, płuca, ramiona? Co się w dzieje z człowiekiem, jak przejeżdża metę? Ma w ogóle świadomość, co się z nim dzieje? Czy - jak to się mówi kolokwialnie - jest "wyjechany na maksa"?
Konrad Niedźwiedzki: Jak dość mocno się pojedzie, to trzeba trochę do siebie dochodzić. To jest dystans, na którym na pewno jest największe zakwaszenie. My ze Zbyszkiem mamy podobny profil zawodnika. U nas pojawia się zakwaszenie ponad 20 czy nawet 25 milimoli na litr, a to jest bardzo dużo i to jest niezdrowe. Poza tym wszystko boli. Można tak przewentylować płuca, układ oddechowy, że kaszel może się utrzymywać nawet przez kilka dni po starcie. Jest to ciężki dystans, ale dobrze nam idzie, więc to wykorzystujemy…
Zbigniew Bródka: To wszystko zależy też od wyniku, jaki osiągamy. Jeżeli się wygrywa albo osiąga się podium Pucharu Świata, to wtedy ten ból jest zupełnie inaczej odbierany. Ja przynajmniej tak to odczuwałem. Jednak trzeba mieć na uwadze, że każdy bieg jest nieco inny. Wydaje się, że już tyle razy przejechaliśmy 1500, że te odczucia powinny być takie same, przynajmniej zbliżone, a nie jest tak do końca. To są wskazówki na to, co w następnych tygodniach trzeba zrobić podczas treningów.