Popularny wśród Amerykanów pochodzenia latynoskiego prezenter hiszpańskojęzycznej telewizji Univision został usunięty z konferencji prasowej miliardera Donalda Trumpa, obecnie głównego kandydata Partii Republikańskiej do prezydentury w przyszłorocznych wyborach. Jorge Ramos usiłował zadać Trumpowi pytanie. Trump demonstracyjnie go ignorował przyjmując pytania od innych dziennikarzy. Później polecił mu aby "siadał, bo nie został wywołany".
Na uwagę Ramosa, że ma prawo zadać pytanie, Trump powtórzył: "Nie, nie ma pan prawa. Nie był pan wywołany". Niech pan wraca do Univision - dodał. Następnie dziennikarza wyprowadzono z sali.
Po pewnym czasie umożliwiono Ramosowi powrót na salę. Prezenter wdał się wtedy w polemikę z Trumpem na temat jego kontrowersyjnych propozycji w sprawie uregulowania problemu imigrantów w USA.
Nie może pan deportować 11 mln ludzi, ani zbudować muru o długości 1900 mil - argumentował Ramos.
Pytany później o ten incydent, Trump utrzymywał, że Ramos "wstał i zaczął krzyczeć i być może dlatego został usunięty". To bez wątpienia bardzo emocjonalna osoba - ocenił.
Trump uczynił z problemu imigracji główny punkt swojego programu. Opowiedział się m. in. za deportowaniem wszystkich nielegalnych imigrantów w USA, których liczbę ocenia się na 11 mln. Ponadto wezwał do likwidacji automatycznego przyznawania amerykańskiego obywatelstwa urodzonym w USA dzieciom nielegalnych imigrantów oraz za budową muru wzdłuż całej granicy z Meksykiem.
Swą kampanię przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się w listopadzie 2016 r., Trump rozpoczął od ataku na sąsiedni Meksyk zarzucając mu, że wysyła do USA "ludzi, którzy stwarzają problemy". Nie wysyłają do nas najlepszych ludzi, ale tych, którzy są przestępcami, narkomanami i gwałcicielami - utrzymywał.
Według ostatnich sondaży Trump pozostawił daleko w tyle wszystkich pozostałych kandydatów do nominacji prezydenckiej z ramienia Partii Republikańskiej, o którą ubiega się łącznie 17 kandydatów – w tym Jeb Bush.
Według sondażu Reuters/Ipsos, przewaga Trumpa nad Bushem wzrosła do ponad 20 pkt. procentowych i wyniosła ok. 30 proc. ankietowanych zwolenników Partii Republikańskiej.
Natomiast poparcie dla Jeba Busha, byłego gubernatora Florydy i członka słynnej "politycznej dynastii" rodziny Bushów, stopniało w ciągu pięciu dni z 16 proc. do 8 proc. W ogólnym rankingu Bush spadł na trzecie miejsce zrównując się z emerytowanym neurochirurgiem Benem Carsonem.
Na drugie miejsce wysunął się były gubernator stanu Arkansas Mike Huckabee z poparciem ok. 10 procent.
(mpw)