Gołe piersi w zamian za ratunek przed zbirami, pląsający w klubowym rytmie senator, czy śledzie lądujące na twarzach. Takie pomysły na zaistnienie w sieci mają w kampanii wyborczej kandydaci do parlamentu. "Bez sensu, bez pomysłu" - oceniają eksperci. Ludzie to oglądają, owszem, ale tylko po to, żeby się pośmiać.
Posłowie, senatorowie i kandydaci do parlamentu postanowili lansować się w internecie. Przynajmniej niektórzy. Część miała na to jakiś pomysł, inni poszli na żywioł. Z nie najlepszym skutkiem. Zdaniem ekspertów wszyscy wyprodukowali klipy bez podstawowej wiedzy na kogo i jak ich film ma oddziaływać. Wystarczyła im wiedza, jak zmontować filmik. Albo znajomy z takimi umiejętnościami.
Trudno powiedzieć, co przyświecało kandydatowi SLD Jędrzejowi Wijasowi, że postanowił wcielić się w growlingującego wokalistę heavy metalowego zespołu. Efekt możecie zobaczyć, a przede wszystkim wysłuchać poniżej:
Kandydat SLD twierdzi, że chodziło mu o konkretny przekaz. Oceńcie sami - na Wasze komentarze czekamy pod tekstem.
W inną, znacznie bardziej tradycyjną stronę poszedł obecny senator PO z okręgu płockiego Eryk Smulewicz. Chociaż wygląda na poważnego polityka zdecydował się na przekaz do.... właściwie nie wiadomo do kogo. Zobaczcie:
W tym przypadku pewne jest tylko jedno. Senator na pewno spędził co najmniej jeden miły wieczór w klubie na kręceniu teledysku. Po wejściu na stronę senatora, w dziale dla prasy jest tylko jeden komunikat: Strona w budowie.
Inny poważny poseł PO -Tadeusz Aziewicz zdecydował się zachęcać swoich wyborców do śledzenia jego strony internetowej. W tym konkretnym przypadku śledzenie dało się wyczuć...
W tym spocie zabrakło tylko jednego. Komunikatu, że podczas jego kręcenia nie ucierpiało żadne zwierzę.
Inny kandydat, Łukasz Wabnic z listy SLD postawił na męskość według scenariusza gangsterskiego filmu.
Trudno nawet jakoś to komentować.
Na koniec coś, co albo nie zostało zmontowane przed wysłaniem do Youtube'a, albo jest przewrotnym - bardzo przewrotnym - sposobem na zainteresowanie publiczności. Przed obejrzeniem proszę wygodnie usiąść, bo chwilę to potrwa...
Prof. Wiesław Godzic, socjolog i medioznawca krytycznie ocenia zawartość internetowych klipów wyborczych. Według niego, nie wystarczy mieć kamerę i umieć się nią posłużyć. Kandydat powinien wiedzieć o jaki przekaz mu chodzi. Do kogo i z jaką propozycją się zwraca. Tymczasem w filmikach często pokazywane są dwa kompletnie różne światy, które na wizji mają jakoś ze sobą współgrać.
Tak jest w przypadku, gdy człowiek w garniturze śpiewa z heavy metalową kapelą, czy wtedy, gdy poważny senator tańczy z młodzieżą w klubie. Najgorsze jest to, że partyjne sztaby nie koordynują tego rodzaju kampanii. Można powiedzieć: każdy sobie rzepkę skrobie. Niestety najczęściej ze szkodą dla partii, bo widzowie - owszem, oglądają te klipy, ale najwyżej dla zabawy, po prostu się z nich śmieją.
Prezentowanie swojego programu jest nudne - uznali najwidoczniej politycy. A że nie udało im się zaistnieć w mediach, próbują przy pomocy takich właśnie filmików. Sami oceńcie, który z nich najbardziej Wam się podoba. Tylko, czy "Lubię to" oznaczałoby też że "Zagłosuję" ?
P.S. Znaleźliśmy naprawdę pomysłowy klip, gratulujemy: