"Joseph Ratzinger nie był pisarzem. Był słuchaczem Słowa Bożego. Miał źródło, którym jest Pismo Święte. Jego wielkość - jako teologa i papieża - polegała na tym, że zgłębiając to źródło, próbował je współczesnym językiem opowiedzieć nam" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM paulin, ojciec prof. Andrzej Napiórkowski. "Następny papież też będzie absolutnie człowiekiem wiary, będzie nam służył. Natomiast myślę, że w jakimś sensie kończy się era papieży-gigantów" - dodaje.
Adam Sosnowski: Jakim człowiekiem jest Joseph Ratzinger?
O. prof. Napiórkowski: Papież był osobą, która bardzo mało mówiła. Ja spotkałem się z nim kilka razy. Robiłem doktorat w Niemczech i można powiedzieć, że szedłem niejako po jego śladach, bo studiowałem na prestiżowym, niemieckim uniwersytecie w Tybindze. Tam kilkanaście lat wcześniej miał swoje wykłady właśnie młody teolog, profesor Joseph Ratzinger. Te wykłady zostały później opublikowane w książce "Einführung in das Christentum", czyli "Wprowadzenie w Chrześcijaństwo".
Papież niewiele mówił, ale bardzo dużo pisał. Wydano wiele publikacji i książek, najpierw autorstwa kardynała Ratzingera, potem Benedykta XVI.
Ratzinger nie był pisarzem. Ponieważ w klasycznym rozumieniu pisarz to człowiek, który pisze, produkuje książki, ma jakieś własne myśli, własną wizję albo był świadkiem pewnych historycznych wydarzeń i je dokumentuje. Ratzinger był słuchaczem słowa Bożego. On miał źródło, którym jest Pismo Święte. Jego wielkość - jako teologa i papieża - polegała na tym, że zgłębiając to źródło, próbował je współczesnym językiem opowiedzieć nam, ludziom XX wieku czy początku XXI wieku. Był zafascynowany lekturą jednego z wielkich teologów niemieckich Karla Rahnera, który napisał znaczącą pozycję w dziejach historii teologii "Hörer des Wortes", gdzie pokazuje jak ważne jest, żeby człowiek umiał słuchać. Rahnerowi chodziło w tym przypadku o człowieka, który nie tylko jest posłuszny, ale słucha tego, co Pan Bóg do niego mówi. Ratzinger był słuchaczem słowa Bożego. Spisywał to, co wcześniej przemedytował.
Dobrze to robił? Spisane przez niego myśli i słowa trafiały do ludzi?
Tak. Tu musielibyśmy próbować zrekonstruować jego wykształcenie, jego ścieżkę naukową. On zaczyna studiować teologię zaraz po wojnie i w zasadzie wtedy w teologii czy filozofii panuje wszechwładnie tomizm, który jest systemem dosyć racjonalnym, bardzo poukładanym, ale hermetycznym i zamkniętym. W zasadzie ta metodologia panowała w Kościele do Soboru Watykańskiego II. Pytanie o metodologię jest ważne. To tak, jak pytanie o to, jak mamy skopać ogródek. Jak jest jakaś działka czy pole, to można to zrobić szpadlem, grabkami, czy samemu skopać rydlem. Można poprosić rolnika, żeby przyjechał koniem z pługiem. Można poprosić traktorzystę, który nam pole zaorze. Jest też problem, co my będziemy tu uprawiać. Zawsze pojawia się pytanie o metodę. Wszelkie ludzkie działanie, jeśli ma być sensowne, musi poprzedzić pewna refleksja. Grecy jeszcze do dzisiaj, gdy wypływają w morze, to pytają, jaką rybę chcą złowić. Od tego zależy, czy biorą sieci, gdzie są duże oka, czy małe. Wiadomo: jeśli chcą złowić dużą rybę, to ich drobnica nie interesuje. Wezmą w morze sieć, gdzie są duże oka.
Papież miał swoich mistrzów? Wzorował się na kimś?
Ratzinger miał wspaniałych nauczycieli. Nie został skażony tomizmem. Znał bardzo słabo św. Tomasza. Natomiast sięgnął do ojców Kościoła, czyli zwłaszcza do świętego Augustyna. Kiedyś został zapytany, jakie książki zabrałby ze sobą na samotną wyspę. Odpowiedział, że dwie: "Pismo Święte" i "Wyznania" św. Augustyna." To trochę tak, jak jeden z naszych polskich reżyserów. Krzysztof Zanussi zapytany, jakie dzieło chciałby zabrać na samotną wyspę to powiedział, że Madonnę z Krużlowej. Tę przepiękną, drewnianą, gotycką figurkę, by w ten sposób uratować ją dla całej ludzkości. Ratzinger był zakochany w świętym Augustynie, dlatego pracę doktorską napisał: "Kościół jako lud Boży w myśli św. Augustyna".
Augustyn umiera w 430 roku. I jedno z większych jego dzień to jest właśnie "De Civitate Dei" - "O Państwie Bożym". Na podstawie tej pracy swoją doktorską rozprawę pisze kardynał Ratzinger. Posiłkuje się ojcami Kościoła, ale ma też wybitnych nauczycieli, mistrzów: Romano Guardiniego czy Michaela Schmausa. Gdy pisze swoją habilitację, to też sięga do klasyki, bo pisze na podstawie myśli św. Bonawentury.
Ale papież wzbudzał także kontrowersje. Swego czasu brytyjska prasa informowała, że Benedykt XVI w książce o Jezusie z Nazaretu obala mity związane z tym, do czego przywykliśmy. Że nie było w Betlejem żłóbka, zwierząt, że nie śpiewano kolęd. Poza tym, że Jezus Chrystus urodził się wcześniej niż powszechnie uważano.
To są fakty dosyć znane w świecie teologii już od dawna. Natomiast one nie były przedstawione opinii społecznej. Mało czyta się książek, czytamy tylko newsy i to tylko zaopatrzone w dobre obrazy, które przyciągają nasz wzrok. Żyjemy w cywilizacji obrazkowej. To, że Jezus Chrystus urodził się między 6 a 7 rokiem przed naszą erą, to jest sprawa dawno już znana. Natomiast Benedykt XVI, przez to, że jego książki znalazły duży nakład, tę wiadomość rozpowszechnił. Prasa taka czy owaka zajmuje się tylko tymi rzeczami, które jej pasują. To, co powiedziałem: jest hermeneutyka wiary, hermeneutyka sportu, hermeneutyka kuchni. Pamiętam, że miałem kiedyś studenta, który był osobą niewidomą i ciekawiło mnie to, jak on sobie wyobraża pewne rzeczy. Na przykład trawa - czy w jego wyobraźni jest zielona? Jaki kolor ma woda? Ciekawiło mnie też to, czy on utracił wzrok w swoim życiu, czy urodził się osobą niewidzącą. Nie miałem odwagi go zapytać, ale w końcu taka sytuacja zaistniała i go zapytałem. On urodził się osobą niewidzącą i nie wie, co to jest kolor na przykład czerwony, czy pomarańczowy, jak mu się mówi o pomarańczy. Wielu ludzi, nawet chrześcijan, nie rozumie istoty Kościoła, nie rozumie wiary. Były dwa sobory: rzeczywisty i medialny. Media uprawiały hermeneutykę polityczną. Pokazywały, że w Kościele jest tylko walka o władzę i jaka frakcja kardynałów czy biskupów doszła do głosu. Sztucznie dzieliły na frakcje postępową, rewolucyjną i kontrowersyjną. To w ogóle nie jest ten temat, to nie jest ten język. To jest niezrozumienie. Co nie znaczy, że nie było ludzi, którzy w jakiś sposób hamowali reformę Kościoła. Benedykt XVI swoim odejściem z bycia biskupem Rzymu, pokazał nam na nowo serce Kościoła, gdzie jest Chrystus, który służy i kroczy z nami przez dzieje świata.
Papież nie stronił też od tematów trudnych dla Kościoła. W wywiadzie z niemieckim dziennikarzem i pisarzem Peterem Seewaldem, w książce pt.: "Światłość Świata. Papież, Kościół i znaki czasu". Benedykt XVI odpowiada na pytania o etykę seksualną, o molestowanie dzieci przez duchownych.
Benedykt XVI już jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary był człowiekiem, który poszukiwał prawdy. Nie tylko tej teoretycznej jako teolog, ale też jako człowiek. Był twórcą instrukcji Kongregacji Nauki Wiary, która nakazywała pokazanie nadużyć seksualnych osób duchownych wobec osób niepełnoletnich. Później jako papież nakazał poszczególnym episkopatom kraju tę sprawę przebadać, postawić wszystko w prawdzie, w świetle. Znany jest jego list do Irlandczyków, gdzie przeprasza za nadużycia seksualne osób duchownych, które popełniły różnego rodzaju niegodziwości wobec niepełnoletnich.
Czego Benedykt XVI uczy wiernych? Jaką naukę przekazuje?
Papież przede wszystkim studiując Pismo Święte i inne źródła objawienia, chciał pokazać, jak wiele z Boga jest w człowieku. Stąd mówił o obrazie Boga w człowieku, mówił o miłości oblubieńczej, mówił o tym, że Bóg jest blisko nas. Jedna z książek nosi zresztą tytuł "Gott ist uns nah" i mówi, że Bóg najbliżej nas jest właśnie w Eucharystii, która stanowi centrum życia. Dla nas chrześcijan, dla nas katolików najbardziej osiągalny substancjalnie Jezus Chrystus jest właśnie w Eucharystii, kiedy my nie tylko o nim mówimy, ale przyjmujemy go do swojego serca, do swojego życia, do swojego układu trawiennego. Bóg nas przesyca. Tajemnica wcielenia spełnia się i to jest też to co wyróżnia chrześcijaństwo od innych religii. Benedykt XVI prowadząc dialog ekumeniczny, kontynuując dialog międzyreligijny, ciągle podkreślał wyjątkowość chrześcijaństwa. Wyjątkowość chrześcijaństwa to jest tajemnica wcielenia, że Bóg staje się jednym z nas. Dlatego uważajmy na drugiego człowieka, szanujmy go. Nie wolno zabijać, mordować, kraść. Bo może się okazać, że ten człowiek obok nas ma więcej z Pana Boga niż nam się wydaje.
Jakim papieżem będzie następca Benedykta XVI?
Następny papież też będzie absolutnie człowiekiem wiary, będzie nam służył. Natomiast myślę, że w jakimś sensie kończy się era papieży-gigantów. Zaczynając od Piusa XII, Pawła VI, Jana Pawła II i Benedykta XVI.
Co to znaczy?
Mam na myśli pewne zmiany rewolucyjne i społeczne, które owładną Europą. Nie chce powiedzieć, że będzie zaraz wojna. Ale ja nie widzę innych rozwiązań w tej chwili dla Europy. Problem polega na niewłaściwej antropologii - człowiek w Europie jest zniszczony. Nie chodzi o to, że ludzie w Europie to muszą być sami katolicy. Nie chodzi o to, że muszą być chrześcijanie, anglikanie, luteranie, prawosławni. Nie chodzi nawet o to, że ma być jakaś jedność wiary. Tylko chodzi mi o to, że człowiek normalny, zdrowy, który potrzebuje i powinien być szczęśliwy, musi być otwarty na pewien wymiar transcendentalny. Musi być człowiekiem religijnym. Czy to będzie muzułmanin, czy inna osoba wierząca, ale musi być otwarty na pewną transcendencje, bo człowiek potrzebuje czegoś, co go przekracza. Potrzebuje się realizować, potrzebuje spełnienia. Człowiek w Europie w tej chwili przestaje być religijny. Tak jak nam mówi archeolodzy, paleontologowie, etnolodzy - nie było w historii cywilizacji ludzkiej takich kultur ludzkich, gdzie nie byłoby świadectwa pewnej religijności. Człowiek nie może nie być religijny, bo to jest zaprzeczeniem jego antropologii. Kiedy pojedziemy sobie do Ameryki Łacińskiej, czy do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, czy do Afryki, czy do Azji - rzeczą naturalną jest to, że ludzie są religijni. Natomiast Europa zatraca ten podstawowy zmysł. I wszyscy ci Papieże, których nazywam gigantami (Włosi też na przykład coraz bardziej odkrywają Piusa XII i mówią, że to był geniusz), ostrzegali nas, mówili, że tu nic nie pomoże, tu musi przyjść jakieś tsunami, żeby nasze myślenie odwróciło.
A następny papież temu nie podoła?
Nie sądzę.