"W przypadku obwodu charkowskiego mamy oszałamiający sukces ukraiński. Była to operacja przeprowadzona w sposób po prostu natowski: porażenie manewrem, wyjście w przestrzeń operacyjną, świetne działanie żołnierzy sił specjalnych, wsparcie artylerii. Żeby powiedzieć, że była to w pełni natowska ofensywa, brakuje tylko użycia lotnictwa" - mówił w Radiu RMF24 Jarosław Wolski, analityk "Nowej Techniki Wojskowej", autor bloga "Wolski o Wojnie" w rozmowie z Bogdanem Zalewskim.
Bogdan Zalewski: Wołodymyr Zełenski poinformował, że ukraińskie wojska od początku miesiąca odzyskały już sześć tysięcy kilometrów kwadratowych okupowanego przez Rosjan terytorium na południu i na wschodzie Ukrainy. Mamy doniesienia o sukcesach ukraińskiej armii w obwodach chersońskim i charkowskim. Jaka w tej chwili jest tam sytuacja?
Jarosław Wolski: W przypadku obwodu charkowskiego mamy oszałamiający sukces ukraiński, odniesiony relatywnie niewielkimi siłami, ponieważ Ukraińcy nie ściągali odwodów z Korpusu Rezerwowego ani z innych odcinków frontu. Uderzyli niejako tym, co mieli. Uderzenie spadło na słabe jednostki rosyjskie, w dużym stopniu zdemoralizowane, i w efekcie błyskotliwej operacji ukraińskiej został odniesiony ogromny sukces.
Na czym polega błyskotliwość tej akcji? Mówi pan o oszołomieniu. To jest chyba podwójne oszołomienie, bo z jednej strony rzeczywiście zaskakujący sukces, a z drugiej - te siły nie były wcale takie duże.
Tutaj złożyło się szereg czynników. Najważniejszy - całkowite zaskoczenie dla wszystkich, ponieważ ta operacja była przygotowana bez ściągania rezerw z wyższych szczebli. Większości osób umknęło więc przygotowanie do tej operacji. Po drugie, Ukraińcy osiągnęli bardzo dużą przewagę, ponieważ to było 7:1, czyli na jednego żołnierza rosyjskiego przypadało ponad siedmiu ukraińskich.
Mówi się, że w takich ofensywach trzeba mieć 3:1, tak?
Globalnie mówi się od 2:1 do 3:1, natomiast w rejonach przełamania mówi się przynajmniej 7:1. Ukraińcy osiągnęli modelowy współczynnik 7:1. Poza tym, była to operacja przeprowadzona w sposób po prostu natowski: porażenie manewrem, wyjście w przestrzeń operacyjną, świetne działanie żołnierzy sił specjalnych, wsparcie artylerii. Żeby powiedzieć, że była to w pełni natowska ofensywa, brakuje tylko użycia lotnictwa.
Czyli potwierdzają się informacje, że Ukraińcy zostali bardzo mocno przeszkoleni przez m.in. Amerykanów. I to skutkuje takimi sukcesami.
Tak. Jeszcze pół roku przed wybuchem wojny natowscy instruktorzy bardzo intensywnie szkolili Ukraińców. Siedemdziesiąt tysięcy żołnierzy ukraińskich brało udział w różnych cyklach szkoleniowych NATO. W zasadzie większość ukraińskich dowodzących starszych oficerów przeszło przez kursy natowskie. Szkolili ich Amerykanie i Brytyjczycy. To bardzo dobrze wyszkolona armia, która dodatkowo jest sprawdzona w walce. Jest też ostatnia rzecz, ale chyba nie najważniejsza - niesamowicie wysokie morale i wola walki strony ukraińskiej. Oni wiedzieli, że idą uwalniać swoich rodaków, odbijać ziemie zajęte, gdzie Ukraińcy cierpią niedolę pod okupacją rosyjską. Jednostki, które uderzyły, były jednostkami kadrowymi i elitą ukraińskiej armii, np. 92. Brygada Zmechanizowana, 25. Brygada Powietrznodesantowa. Można powiedzieć, że w tej chwili to już zawodowi profesjonaliści.
Mówi pan o aspekcie natowskim. Nie chcę wybiegać za bardzo w przyszłość, ale chyba mamy kawałek NATO w Ukrainie i kawałek Ukrainy w NATO.
Tak, można by się pokusić o takie stwierdzenie. Świetnie wyszkoleni żołnierze, błyskotliwa operacja, bardzo wysokie morale i bardzo słabe siły rosyjskie - to wszystko złożyło się na to, że Ukraińcy odnieśli sukces operacyjny, który przeszedł w pewnym sensie w sukces strategiczny. Rosjanom załamał się cały odcinek frontu i musieli przeprowadzić bardzo pospieszny, miejscami wręcz paniczny odwrót.
Wczorajszy gość Radia RMF24, gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego ocenił, że Ukraina próbuje maksymalnie rozciągnąć siły rosyjskie na skrzydłach po to, żeby przygotować jakieś poważne uderzenie w centrum w kierunku Morza Azowskiego. Kiedy to uderzenie miałoby nastąpić?
Jedynym sukcesem, jaki do tej pory odnieśli Rosjanie jest wybicie korytarza lądowego z Krymu do Rostowa nad Donem. Potrzeba przecięcia tego korytarza. Jego przecięcie zniweczyłoby jedyny sukces, który Rosjanie odnieśli w toku całej tej wojny. Gdyby Ukraińcy wydzielili wszystkie rezerwy, które mają, przesunęli część jednostek z innych dowództw operacyjnych, mieliby siły, żeby takie uderzenie wykonać. Ale ryzyko takiej operacji byłoby ogromne. W takim wypadku chyba lepiej prowadzić małe, czasem nad podziw udane ofensywy jak w obwodzie charkowskim niż ryzykować naprawdę dużą operację, której rezultat mógłby być mimo wszystko niepewny.
Czyli lepiej jest prowadzić wojnę podjazdową, jak do tej pory?
O odpowiedź na to pytanie spiera się całe grono analityków, byłych i czynnych wojskowych. Wszyscy chcą, żeby Ukraina wygrała ten konflikt militarnie tak bardzo, jak jest to możliwe. Do tej pory wydawało się, że Ukraina na poziomie strategicznym będzie stawiać raczej na defensywę, a nie na ofensywę. Ale trzeba też pamiętać, że Ukraina do tej pory nie miała przewagi - Rosjanie byli stroną atakującą, a Ukraińcy stroną broniącą się. Obecnie na skutek ofensywy na odcinku chersońskim i bardzo udanej ofensywy na odcinku charkowskim to Ukraińcy mają inicjatywę, nadają ton, a Rosjanie cofają się, bronią, stają przed bardzo trudnymi dylematami.
Pomówmy o tych rosyjskich dylematach. Z zachodniej prasy dochodzą do nas groteskowe sygnały. Według dziennika "The Washington Post" Rosjanie spod Charkowa uciekali na kradzionych rowerach i w prywatnych samochodach zrabowanych mieszkańcom. Co się dzieje z tą armią?
Trzeba pamiętać o tym, że armia rosyjska jest bardzo nierównomierna. Mamy tam jednostki bardzo dobre, które w tej chwili np. walczą na odcinku chersońskim i które nie uległy tym ukraińskim atakom, bo niestety ta operacja na odcinku chersońskim nie idzie tak, jak pierwotnie założyli to sobie Ukraińcy. Tam Rosjanie się bronią, bo tam są rzucone elitarne, bardzo dobre jednostki rosyjskie. Natomiast Rosjanie mają też szereg jednostek, np. mobilizowanych Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej, czyli takich tworów quasi zależnych od Rosji, gdzie żołnierze byli dosłownie z łapanek i oni rozpierzchli się pod uderzeniem ukraińskim, ponieważ nie mieli woli walki. Więc jest to armia bardzo zróżnicowana. Ukraińcy słusznie wyszli z założenia, że dobrze jest bić w tę słabszą część armii rosyjskiej, która ma słabe morale, słabe wyposażenie, jest bardzo źle dowodzona, bo tam mogą odnieść sukcesy. Między innymi z tego wynika ta ofensywa na odcinku charkowskim. Trzeba być ostrożnym w jakichś rachubach, szacunkach, natomiast obecnie z dużego obrazka bardzo źle to wygląda dla Rosjan.