Prezydent Mołdawii Maia Sandu powiedziała, że jej kraj obecnie nie posiada armii zdolnej do walki. Wypowiedź ta pojawiła się w kontekście eskalacji konfliktu w Naddniestrzu i obaw, że wojna na Ukrainie może rozszerzyć się na Mołdawię.
Od 30 lat armia mołdawska pozostaje bez uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Jesteśmy teraz dotkliwie świadomi konsekwencji. To musi się zmienić - oświadczyła Sandu podczas uroczystości z okazji Dnia Flagi Narodowej.
Prezydent przyznała, że Mołdawia "nie ma skutecznej ochrony przed zagrożeniami, ponieważ nie rozwinęła odpowiednich zdolności wojskowych, nie stworzyła krytycznych elementów infrastruktury i nie zadbała o odporność społeczną na ewentualny konflikt".
Podkreśliła, że posiadanie dobrze wyszkolonej armii daje krajowi pewność siebie i swobodę wyboru strategicznego, a Mołdawia musi dołożyć wszelkich starań, aby stworzyć profesjonalną, nowoczesną armię.
To inwestycja w bezpieczeństwo i obronę kraju (...). Teraz, kiedy u naszych granic trwa wojna, bardzo dobrze to rozumiemy - powiedziała Sandu.
W poniedziałek doszło do kilku eksplozji w budynku tzw. ministerstwa bezpieczeństwa państwowego w Tyraspolu. Agresor lub agresorzy porzucili w okolicy granatnik - najprawdopodobniej to RPG-27, który jest na wyposażeniu sił zbrojnych Rosji, Naddniestrza, Jordanii i Gabonu.
We wtorek z kolei poinformowano o eksplozjach w Majaku, gdzie wysadzone zostały dwie wieże komunikacyjne. Ponadto do rzekomego ataku miało dojść na lotnisku w Tyraspolu. Media nieuznawanej republiki twierdzą, że obiekt został zaatakowany dronami, ale Kiszyniów twierdzi, że nie zna przyczyn.
Ponadto w nocy z wtorku na środę, nad wsią Kołbasna - gdzie znajduje się potężny arsenał z posowiecką amunicją - pojawiło się kilka dronów. W okolicy, od strony ukraińskiej, miały także paść strzały.
Władze Naddniestrza wprowadziły czerwony stopień zagrożenia terrorystycznego na 15 dni. W związku z tym odwołano zaplanowaną na 9 maja paradę z okazji Dnia Zwycięstwa. Według sztabu generalnego ukraińskich sił zbrojnych, rosyjski kontyngent w Naddniestrzu został postawiony w stan "pełnej gotowości".
Prezydent Mołdawii Maia Sandu powiedziała, że wybuchy to "próby eskalacji związane z siłami wewnątrz Naddniestrza, które opowiadają się za wojną i są zainteresowane destabilizacją sytuacji".
Szef Naddniestrza Wadim Krasnoleski stwierdził z kolei, że "ślady zamachów terrorystycznych prowadzą na Ukrainę".
Po rozpoczęciu działań wojennych w Ukrainie Naddniestrze zachowało neutralność i otwarcie oświadczyło, że nie jesteśmy agresorami, że Naddniestrze nie planowało i nie planuje atakować naszych sąsiadów. Zakładam, że ci, którzy zorganizowali ten atak, mają na celu wciągnięcie Naddniestrze w konflikt - mówił.
Krasnoleski wezwał ukraińskie władze do przeprowadzenia dochodzenia.
Tzw. minister spraw zagranicznych Naddniestrza Witalij Ignatiew w rozmowie z rosyjską telewizją Rossija24 powiedział, że sprawcy ataków zostali uchwyceni na monitoringu i "istnieją dowody na to, że wyjechali na Ukrainę".
Wywiad wojskowy Ukrainy przekazał, że 22 kwietnia urzędnicy nieuznawanej republiki rozpoczęli akcję szukania lub konstruowania bunkrów, co według Ukraińców oznacza, że władze Naddniestrza przygotowywały się do ewentualnych prowokacji.
Według wiceminister obrony krainy Hanny Malar, Rosja jest gotowa wykorzystać Naddniestrze "jako przyczółek do ataku na Ukrainę albo resztę Mołdawii".
W zeszłym tygodniu rosyjski generał Rustam Minniekajew informował, że w drugiej fazie "operacji specjalnej" (jak Rosja nazywa inwazję - red.) celem będzie "wyzwolenie Naddniestrza". Jednocześnie rosyjskie MSZ stwierdziło, że "nie dostrzega" ryzyka eskalacji w Naddniestrzu i szuka pokojowego rozwiązania problemu regionu.
Naddniestrze to nieuznawane państwo leżące w Mołdawii, przy granicy z Ukrainą. Ma własny rząd, administrację, walutę i stolicę w Tyraspolu. Władze prowadzą mocno prorosyjską politykę, używają symboli rosyjskich i radzieckich oraz stacjonuje tam kontyngent sił zbrojnych Federacji.