"Ambasada RP w Kijowie działa normalnie, lecz z uwzględnieniem warunków bezpieczeństwa, które związane są z podwyższonym ryzykiem rosyjskich ataków" – przekazał szef placówki Piotr Łukasiewicz.
Traktujemy te ostrzeżenia bardzo poważnie, jednak i ja sam jestem na miejscu, i część personelu znajduje się na miejscu w bezpiecznych pomieszczeniach - zapewnił.
W środę amerykański Departament Stanu poinformował, że ambasada USA w Kijowie otrzymała informacje o "potencjalnym znaczącym ataku lotniczym". W związku z tym placówka dyplomatyczna będzie zamknięta, a personelowi zalecono schronienie się. O zamknięciu poinformowały też ambasady Hiszpanii i Grecji. Ambasada Niemiec pozostaje otwarta, choć w ograniczonym zakresie.
Agencja Reutera podała, powołując się na ukraińskie źródła wywiadowcze, że środowe działania Rosjan są de facto "masowym atakiem informacyjno-psychologicznym". Kreml miał rozpowszechniać fałszywe ostrzeżenia o zbliżającym się masowym ataku lotniczym, pozorując, że komunikat pochodzi z ukraińskiego wywiadu wojskowego.
Wiadomość była rozpowszechniania za pośrednictwem komunikatorów i sieci społecznościowych. Jak podał Reuters, cytując szefa ukraińskiego wywiadu, zawierała błędy gramatyczne typowe dla rosyjskich operacji informacyjno-psychologicznych.
Polska ambasada w Kijowie działa nieprzerwanie od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę na Ukrainę, która rozpoczęła się 24 lutego 2022 r. Placówka ta jako jedyne przedstawicielstwo dyplomatyczne państw UE funkcjonowała nawet w dni najcięższych bombardowań Kijowa. Na miejscu pozostawał ówczesny ambasador Bartosz Cichocki.
Wciąż pracujemy w warunkach wojennych. To dzieje się dziś, działo się wczoraj i będzie się działo, dopóki ta zbrodnicza agresja rosyjska na obiekty cywilne i na miasta ukraińskie będzie trwała - podkreślił Łukasiewicz. Zapewnił, że ambasada nie lekceważy żadnych ostrzeżeń.
Wcześniej w środę szef MSZ Radosław Sikorski poinformował na portalu X, że mimo podwyższonego ryzyka rosyjskich ataków na Kijów polscy dyplomaci tak jak poprzednio "pozostają na posterunku". Jest to jeden z "widomych znaków solidarności Polski z walczącą o wolność Ukrainą" - podkreślił.