W Czernihowie pozostała mniej niż połowa mieszkańców, a miasto zostało doszczętnie zniszczone - powiedział mer Czernihowa Władysław Atroszenko. Jak mówi, obecnie łatwiej policzyć całe domy niż te zniszczone.
Na konferencji prasowej mer położonego na północ od Kijowa Czernihowa powiedział, że miasto jest "rozdarte na strzępy".
Łatwiej policzyć domy, które ocalały. Zginęło ponad 200 cywilów. Obecnie w Czernihowie jest około 120-130 tys. obywateli (na ok. 290 tys., którzy mieszkali tu przed wojną - przyp. red.). Władze miasta są na miejscu, wszyscy pracują, wspierają naszą armię. Nikt nie podda miasta - mówił Władysław Atroszenko.
Mer dodał, że Czernihów ma poważne problemy z organizacją korytarzy humanitarnych czy ewakuacją rannych. Rosjanie bowiem zniszczyli most w kierunku Kijowa. Wykorzystywana jest jeszcze kładka dla pieszych, jednak jest ona pod ciągłym ostrzałem, a też przewożenie przez nią towarów jest niebezpieczne ze względu na słabość konstrukcji.
Atroszenko podkreśla, że władze chcą wywieźć ciężko rannych, którym nie można pomóc na miejscu. Chodzi o 44 osoby, zarówno wojskowych, jak i cywilów, w tym troje dzieci.
Mer podkreślił także, że miasto ma problem z prądem. Woda wciąż jest jednak dostarczana wszelkimi możliwymi sposobami.
24 lutego Rosja zaatakowała Ukrainę. Walki toczą się zarówno w okolicach Kijowa, jak i na wschodzie kraju i nieopodal Krymu. Liczba ofiar cywilnych jest obecnie niemożliwa do policzenia, szacunki zaczynają się od kilkuset, aż do nawet kilkunastu tysięcy.