Kanclerz Niemiec Olaf Scholz złożył ostatnią obietnicę dostarczenia Ukrainie broni na początku czerwca i od tego czasu zapanowała cisza. Jak informuje "Welt", w ostatnich tygodniach ukraińscy dyplomaci wielokrotnie zwracali się do rządu federalnego o większe ilości ciężkiego uzbrojenia.
Według "Welt", od czerwca w ministerstwie obrony Niemiec kilka razy w miesiącu, w regularnych odstępach, odbywały się spotkania wysokiego szczebla. Brała w nich udział szefowa resortu Christine Lambrecht. Na spotkaniach tych "strona ukraińska za każdym razem prosiła o więcej dostaw tego typu broni, które Niemcy dostarczyły już wcześniej".
Ukrainie zależy na samobieżnych haubicoarmatach typu Panzerhaubitze 2000, których rząd Niemiec dostarczył do tej pory dziesięć oraz na wyrzutniach rakiet Mars II, których dostarczono do tej pory trzy. Ponadto Kijów poprosił Berlin o zgodę na zakup czołgów i transporterów opancerzonych od firm zbrojeniowych.
W kwietniu Ukraina otrzymała od koncernu zbrojeniowego Rheinmetall oferty dotyczące 100 bojowych wozów piechoty Marder i 88 czołgów Leopard 1 razem z amunicją i szkoleniem za łączną kwotę 268 mln euro. Według producenta, sprzęt byłby "szybko dostępny". Odpowiedni wniosek o wywóz został złożony natychmiast, ale "kanclerz nie zareagował w ciągu ostatnich czterech miesięcy".
W ubiegłym tygodniu minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow poruszył kwestię uzbrojenia w rozmowie telefonicznej z Lambrecht, a 4 sierpnia Andrij Jermak, szef biura prezydenta Ukrainy, rozmawiał o tym z doradcą kanclerza Jensem Ploetnerem.
Nasze prośby były zawsze rejestrowane i spisywane (przez Urząd Kanclerski - PAP). Ale to jak dotąd nie przyniosło żadnego efektu - stwierdzili przedstawiciele ukraińskiego rządu w rozmowie z "Welt". Niemiecki resort obrony tłumaczył, że "Bundeswehra sama potrzebuje sprzętu, ponieważ Niemcy muszą wywiązywać się z zobowiązań sojuszniczych na wschodniej flance NATO".
Tym argumentem Scholz już wiosną odwlekał dostawy ciężkiej broni na Ukrainę - przypomina "Welt". Nie zgadza się z tym brytyjski wiceminister obrony James Heappey, którego zdaniem "bezpieczeństwo sojuszu nie jest zagrożone przez niemieckie dostawy dla Kijowa".
Niemieckie ministerstwo obrony odpowiedziało na pytania "Welt", że "jest w kontakcie ze stroną ukraińską na wielu płaszczyznach", a celem resortu jest "zapewnienie Ukrainie jak najlepszego wsparcia w walce z rosyjskim agresorem".
Scholz złożył rządową deklarację znaczących dostaw broni dla Ukrainy 1 czerwca, podczas przemówienia w Bundestagu. Jeszcze pod koniec kwietnia kanclerz stanowczo wykluczał dostarczanie Ukrainie ciężkiej broni, jednak presja krajów sojuszniczych, głównie USA, zmusiła rząd RFN do zmiany zdania - zadeklarował on dostarczenie 30 samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard oraz haubic dla Kijowa.
Niedługo później okazało się jednak, że zabrakło amunicji dla Gepardów - przypomina "Welt" i dodaje: "Kiedy USA pod koniec maja ogłosiły, że jako pierwsze będą dostarczać Ukrainie wyrzutnie rakietowe, kanclerz poczuł się zmuszony pójść w ślady USA" i też zadeklarował wysłanie wyrzutni rakiet.
Scholz oficjalnie trzyma się swojej narracji, że nie będzie dostarczać Ukrainie broni, której nie dostarczają również inni partnerzy. Ponieważ USA nie dostarczały żadnych zachodnich czołgów, Berlin mógł również tego nie zrobić. Jednak fakt, że Waszyngton w międzyczasie zwiększył liczbę wyrzutni rakietowych HIMARS do 16, a haubic do 126, jest przez Urząd Kanclerski ignorowany - podsumowuje "Welt".
Urząd Kanclerski aktualizuje co tydzień listę wysłanej Ukrainie broni i wyposażenia. W ostatnim tygodniu lista wzrosła o dziesięć pozycji, głównie o sprzęt do zagłuszania i urządzenia termowizyjne.
W Niemczech są także grupy, które uważają, że rząd wspiera Ukrainę za bardzo. Okręgowy związek rzemieślniczy w Halle-Saalekreis w Saksonii-Anhalt wystosował list otwarty, w którym wezwał do zaprzestania polityki sankcji wobec Rosji. Domagają się także rozpoczęcia negocjacji pokojowych.
My jako rzemieślnicy wiemy z wielu rozmów z naszymi klientami, że zdecydowana większość nie jest skłonna poświęcić swojego ciężko wypracowanego standardu życia dla Ukrainy. To nie jest też nasza wojna! - piszą sygnatariusze w liście, którym dysponuje redakcja portalu RND.
Według rzemieślników w RFN ceny rosną w takim tempie, że przeciętnie zarabiający ludzie wkrótce nie będą w stanie pokryć kosztów utrzymania. Wtedy nawet całkiem normalne, niezbędne usługi rzemieślnicze staną się nieosiągalne, co doprowadził do zwolnień i zamknięcia zakładów pracy - przewidują. Czy chce pan być kanclerzem, który doprowadził Niemcy do ruiny? - czytamy w liście.