W najnowszym raporcie amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW) ocenił, że Rosja zapewne będzie musiała wycofać część swoich wojsk z linii frontu, by utrzymać kontrolę nad okupowanym Krymem. W ostatnich dniach i tygodniach na półwyspie doszło do licznych ataków na rosyjską infrastrukturę wojskową.

ISW przypomina, że w sobotę poinformowano o kolejnym ataku dronem na siedzibę Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu.

"Rosyjscy urzędnicy okupacyjni na Krymie zapewne rozważają wzmocnienie bezpieczeństwa na półwyspie po atakach na rosyjską infrastrukturę wojskową, a takie posunięcia mogą odciągnąć rosyjskie służby bezpieczeństwa od linii frontu" - czytamy.

ISW pisze, powołując się na mianowanego przez Rosjan gubernatora Krymu Michaiła Razwożajewa, że cała służba bezpieczeństwa w Sewastopolu działa w trybie "wysokiego alertu" i kontroluje wszystkie wjazdy do miasta. Razwożajew twierdzi, że mieszkańcy domagają się zwiększenia patroli i utworzenia nowych posterunków kontrolnych.

Instytut zwraca uwagę, że Rosjanie do walki zaangażowali różne formacje odpowiedzialne za bezpieczeństwo, w tym np. Gwardię Narodową.

W związku z tym "prawdopodobnie będą musieli część tych sił wycofać z linii frontu i z zadań bezpieczeństwa w innych miejscach, aby ochronić okupowany Krym".

Seria ataków na Krymie

We wtorek 16 sierpnia doszło do serii incydentów na Krymie. Nieopodal Dżankoja doszło do eksplozji w składzie amunicji - według rosyjskiego MON winni są "ukraińscy sabotażyści". Uszkodzone zostały tory w rejonie Symferopola. Doszło także do pożaru stacji transformatorowej.

Szczególnym echem obiła się seria eksplozji w bazie w Nowofedoriwce z 9 sierpnia, w wyniku których zniszczone zostały m.in. samoloty wojskowe. Oficjalna przyczyna nie została podana, ale o ataki podejrzewa się ukraińskie służby.