Środki odurzające zwane dopalaczami znów trafią do laboratorium. Badania zleci Główny Inspektor Sanitarny - ustaliła reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz. To efekt poniedziałkowej decyzji sądu, który uchylił decyzję GIS o zamknięciu dwóch sklepów.
Główny Inspektor Sanitarny przegrał w sądzie, bo nie wykazał, że produkty sprzedawane w tych konkretnych punktach były rzeczywiście niebezpieczne dla zdrowia i życia. Teraz musi to udowodnić.
Inspekcja twierdzi, że nie będzie z tym kłopotów, bo ciągle ma w magazynach skonfiskowany w październiku 2010 roku towar. Wcześniej nie badano wszystkich produktów ze wszystkich 1400 lokali ze względu na duże koszty. Teraz - w przypadku tych przedsiębiorców, którzy odwołali się od decyzji inspektora - badania mają zostać uzupełnione. Jak ustaliła reporterka RMF FM, w sądach jest jeszcze ponad 40 odwołań od decyzji GIS.
Mechanizm wyglądał tak: w październiku 2010 GIS wydał generalną decyzję o zamknięciu wszystkich sklepów z dopalaczami w całej Polsce. Dopiero później wydawał decyzje dotyczące konkretnych punktów. I to właśnie te drugie dokumenty są dziś podważane, bo GIS nie wykazał, że właśnie produkty sprzedawane w tych konkretnych punktach zawierały szkodliwe substancje.
To dziś mało prawdopodobne z dwóch powodów. Po pierwsze sąd nie uchylił generalnej decyzji o zamknięciu wszystkich sklepów. Odniósł się tylko do tych punktów, których właściciele złożyli odwołania. A i oni nie będą mogli wznowić działalności, bo po zamknięciu sklepów z dopalaczami weszła w życie ustawa, która zakazuje obrotu tymi środkami.
Ale uzupełnienie badań laboratoryjnych jest ważne z powodów finansowych. Badania potwierdzające szkodliwość produktów z konkretnych sklepów będą niezbędne jeśli ich właściciele złożą pozwy o odszkodowania. Jeśli wyników nie będzie, albo okażą się one dla sądu za słabym argumentem, właściciele sklepów będą mogli domagać się od państwa dużych pieniędzy za niezgodne z prawem zamknięcie biznesu.