Julia Tymoszenko będzie miała ambicję, by stać się jedynym liderem opozycji - uważa Adam Eberhard, wiceszef Ośrodka Studiów Wschodnich. Krótko po wyjściu ze szpitala Tymoszenko zapowiedziała, że zamierza kandydować w najbliższych wyborach prezydenckich.
Mariusz Piekarski: Co w tej i tak skomplikowanej sytuacji na Ukrainie zmienia uwolnienie Julii Tymoszenko? To może być pozytywny impuls, czy może jeszcze bardziej pogmatwać tą skomplikowaną sytuację?
Adam Eberhard: Julia Tymoszenko jest politykiem niezwykle konfliktowym, niezwykle ambitnym, która będzie robiła wszystko, aby pełnię władzy skonsolidować we własnych rękach. Ale z drugiej strony, w obecnej sytuacji, kiedy liderzy Majdanu, polityczni liderzy Majdanu: Jaceniuk, Kliczko, są absolutnie niewiarygodni dla ruchu protestu po tym, gdy próbowali przekonać Majdan do kompromisu z Janukowyczem, wówczas ta Julia Tymoszenko staje się takim naturalnym przywódcą opozycji.
Ona może przejąć "rząd dusz" na Majdanie?
To jest właśnie niezwykle ciekawe, bo przez trzy miesiące demonstracji na Majdanie Julia Tymoszenko w ogóle się nie pojawiała. Prawie nikt z demonstrantów nie podnosił hasła jej uwolnienia. Ona miała bardzo duży, negatywny elektorat. Ale jednocześnie doszło do czegoś niezwykłego, w tym sensie, że będąc w więzieniu nie kompromitowała się w oczach Majdanu, nie szła na nią odpowiedzialność za kunktatorstwo, za poszukiwanie kompromisu ze zbrodniczym reżimem. Tym samym Julia Tymoszenko wychodzi dzisiaj jako niezłomny przedstawiciel ruchu protestu, jako człowiek, który w sposób niezłomny, kategoryczny, bez ustępstw występował przeciwko Janukowyczowi a nie szukał z nim porozumienia.
Ona może współgrać z Kliczką, Jaceniukiem z Tiahnybokiem? Czy może ich zastąpić?
Ona będzie miała ambicje, aby ich zastąpić. Mam wrażenie, że to może być bardzo możliwe. Tym bardziej, że jeżeli zobaczymy dynamikę sytuacji w Radzie Najwyższej w dniu dzisiejszym, to spikerem parlamentu został Ołeksandr Turczynow, z polityków opozycyjnych chyba najbardziej lojalny współpracownik Tymoszenko. Człowiek, który w przeciwieństwie Jaceniuka i Kliczki bardzo często podnosił sprawę Tymoszenko. On jest jej człowiekiem, on dzisiaj de facto sprawuje funkcję p.o. prezydenta wobec braku Janukowycza, wobec rozpadu się dotychczasowego reżimu.
Julia Tymoszenko bardzo mocno kontestowała jakiekolwiek rozmowy z Janukowyczem. Ona właściwie kontestowała podpisanie tego porozumienia, do którego doszło wczoraj. Czy teraz wychodząc i przewracając ten cały stolik, ten konflikt nie przybierze na sile i czy nie wróci rozlew krwi? Nie ma tego ryzyka, że wypuszczenie Julii Tymoszenko i przejęcie przez nią kontroli nad Majdanem może doprowadzić do tego, że ten konflikt zamiast wygasać i krok po kroku tak jak został napisany w porozumieniu, wróci na te tory siłowe?
Ale ten stolik, o którym pan mówi jest wywrócony już co najmniej od kilkunastu godzin. Porozumienie wynegocjowane przez liderów opozycji z Janukowyczem przy pomocy ministrów spraw zagranicznych Polski, Niemiej i Francji, odegrało bardzo istotną, pozytywną rolę, ponieważ było katalizatorem zmian. Ale te zmiany przyszły tak błyskawicznie, że dzisiaj treść tamtego porozumienia jest już skrajnie nieadekwatna. Janukowycz miał być prezydentem do końca roku, Janukowycz dzisiaj nie jest już prezydentem. Miały być przeprowadzone wybory pod koniec roku, będą zapewne już w kwietniu. Już dzisiaj mamy przywróconą konstytucję w redakcji z 2004 roku. Mamy Turczynowa, który stoi na czele Rady Najwyższej, w której nagle się okazuje, że większość partii regionów wyparowała. Nagle po 300 deputowanych, czyli ponad 2/3 deputowanych głosuje zgodnie z wolą opozycji. Nie ma tego porozumienia. Jest zupełnie nowa sytuacja polityczna i w tę sytuację wchodzi Julia Tymoszenko.