Około 100 osób protestowało przed zamkniętą bramą budynku Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie. Domagali się m.in. natychmiastowej dymisji szefowej resortu Anny Zalewskiej.
Uczestnicy protestu - nauczyciele i wspierające ich osoby, w tym rodzice i uczniowie - złożyli podpisy pod apelem do minister edukacji o podanie się do natychmiastowej dymisji. Domagali się - jak to ujęli w apelu - "zaprzestania niszczenia polskiej oświaty". Protestujący wypowiedzieli się m.in. przeciw "żenującym zarobkom (nauczycieli - PAP) poniżej średniej krajowej", "odbieraniu dodatków płacowych", "coraz trudniejszym warunkom pracy", a także "wydłużaniu drogi awansu" zawodowego.
Mamy dla pani minister jajka. To symbol tego, jak robi nauczycieli w jajo - mówi organizatorka pikiety, nauczyciel ze Szkoły Podstawowej 293 na stołecznych Bielanach i przewodnicząca szkolnego komitetu strajkowego Monika Szatkowska. Zapowiedziała, że kilkanaście pisanek wielkanocnych zostanie dołączonych do apelu, który będzie chciała przekazać do ministerstwa.
Szatkowska przyznała, że choć nie jest członkiem żadnego z nauczycielskich związków zawodowych, to weźmie udział w mającym się rozpocząć w poniedziałek strajku.
Chciałabym, żeby ktoś zaczął rozmawiać poważnie z nauczycielami, żeby nas nie lekceważono, nie pokazywano braku szacunku przez składanie niepoważnych ofert. Nie mamy już wyjścia, trzeba zacząć strajkować, nie mamy żadnego innego oręża - wyjaśniła.
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych od stycznia prowadzą procedury sporu zbiorowego, przeprowadziły referenda strajkowe. Jeżeli nie dojdzie do porozumienia z rządem, to 8 kwietnia rozpocznie się bezterminowy strajk. Termin zapowiedzianego protestu zbiega się z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma odbyć się egzamin gimnazjalny, 15, 16 i 17 kwietnia - egzamin ósmoklasisty, a 6 maja powinny rozpocząć się matury.