Miał wrodzoną skoczność. Był jednym z najlepszych środkowych na świecie, ale według mnie mógł być najlepszy na świecie – tak o Arkadiuszu Gołasiu mówi były selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Polski – Waldemar Wspaniały. Gołaś zginął w 2005 roku w wypadku samochodowym na autostradzie w Austrii. Od kilku dni w księgarniach możecie kupić jego biografię autorstwa Piotra Bąka pod tytułem „Arkadiusz Gołaś – Przerwana Podróż”.
Paweł Pawłowski, RMF FM: Jak do pana dotarła wieść o śmierci Arkadiusza Gołasia? Jak pan zareagował?
Waldemar Wspaniały: Dowiedziałem się o tym za granicą. Byłem wtedy jako wiceprezes PZPS-u z naszą żeńską reprezentacją w Zagrzebiu na mistrzostwach Europy. Ta informacja dotarła po południu, w przeddzień rozpoczęcia mistrzostw. To był szok. Zastanawiałem się, czy powiedzieć to dziewczynom, ale doszedłem do wniosku, że i tak wcześniej czy później dowiedzą się o tym. Może pan sobie wyobrazić, że atmosfera po ogłoszeniu tej wiadomości była bardzo zła. Na drugi dzień miały rozpocząć się mistrzostwa Europy. Rano dziewczyny miały rozruch i przyszła wtedy do mnie Ola Przybysz (obecnie Jagiełło) - kapitan reprezentacji - i chyba Dorota Świeniewicz. Dziewczyny zadeklarowały, że będą grały dla Arka i tak było. Te mistrzostwa zadedykowały właśnie Arkowi. Kiedy wróciliśmy na lotnisko, gdzie było bardzo dużo ludzi, z tłumu została rzucona koszulka z numerem 16 w stronę dziewczyn. Jeśli dobrze pamiętam, złapała ją Gosia Glinka. To też taka ciekawostka; historia, której nikt by nie wymyślił ani nie przewidział. Cudowne zachowanie dziewczyn.
Pamięta pan Arka jako zawodnika? Jako tego doskonałego środkowego, który miał przed sobą jeszcze całą karierę?
Tak, bo w jakiś sposób to ja go wprowadzałem do reprezentacji. Był z nami na mistrzostwach świata w Argentynie. We wcześniejszych meczach wchodził jako zmiennik, ale zagrał cały wygrany mecz z Hiszpanią. Przeciwnicy przez właściwie 4 sety nie mogli sobie w ogóle - jak my to mówimy kolokwialnie - powąchać Arka. Arek błysnął też w Częstochowie. Ja prowadziłem wtedy Mostostal i to była święta wojna z AZS Częstochowa. Pamiętam taki mecz, kiedy właściwie jako nieznany młody szczawik w meczu wygranym z Mostostalem - a to zdarzało się wtedy niezwykle rzadko - Arek był jednym z głównych bohaterów spotkania. Teraz porównuję sobie do Arka Kubę Kochanowskiego, bo myślę, że ma podobne parametry. Może jest odrobinę fizycznie bardziej rozwinięty, ale jest skoczny jak Arek. Ma szybką rękę - tak jak Arek.
Pierwszy trener Arkadiusza Gołasia - Renisław Dmochowski mówił, że Arek wyróżniał się pod koniec podstawówki tym, że atakował piłkę na wysokości antenki. To było coś nieosiągalnego dla większości młodych siatkarzy.
On miał po prostu wrodzoną skoczność! Przy 2 metrach wzrostu i bardzo małej masie ciała był niesamowicie skoczny. To mu dał Bóg. To są cechy wrodzone. Później jeszcze to zostało wzmocnione przez trening siłowy. Tak naprawdę dlatego był jednym z najlepszych środkowych na świecie, ale według mnie mógł być najlepszym środkowym na świecie! Brakowało mu jeszcze takiego doświadczenia i czucia bloku, bo jeśli chodzi o atak to mało kto na świecie mógł mu dorównać. Przypomnę, że w tych czasach w kraju konkurencję stanowili dla niego siatkarze tacy jak Marcin Nowak, Robert Szczerbaniuk, Marcin Prus, Damian Dacewicz i Jarosław Stancelewski. Arek tę konkurencję wygrywał.
(MN)