Wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa szczepionki firmy AstraZeneca były sztucznie rozdmuchiwane na Twitterze przez portale znane z dezinformacji, między innymi z Rosji, Arabii Saudyjskiej, Nigerii i Indii - mówi RMF FM prof. Dariusz Jemielniak. Naukowcy z Akademii Leona Koźmińskiego zweryfikowali prawdziwość publikowanych na Twitterze doniesień na temat preparatu firmy AstraZeneca i dowiedli, że większość tych wiadomości powiela informacje ze źródeł słynących z dezinformacji.
Z analizy, opublikowanej na portalu preprintów MedRxiv z jeszcze nie recenzowanej pracy wynika, że w najlepszym przypadku liczba udostępnień informacji podawanych przez renomowane źródła informacji jest na równi z dezinformacją. Najczęściej retweetowane wiadomości pochodzą z mediów słynących z rozprzestrzeniania fałszywych informacji.
Biorąc pod uwagę fakt, że Rosja jest bardzo zainteresowana promocją własnej szczepionki Sputnik-V, zarówno ze względów ekonomicznych, jak i politycznych, działalność serwisów Russia Today w zakresie publikowania często negatywnych informacji na temat preparatu AstraZeneca może być postrzegana jako część większej kampanii, potencjalnie ukierunkowanej na dyskredytację konkurencyjnej szczepionki - piszą autorzy pracy.
Posłuchaj całej rozmowy Grzegorza Jasińskiego z prof. Dariuszem Jemielniakiem:
Grzegorz Jasiński, RMF FM: Panie profesorze, można powiedzieć, że badania, które państwo przeprowadziliście, to takie badania z gatunku: dziś pytanie, dziś odpowiedź. Odbyło się to wszystko błyskawicznie.
Prof. Dariusz Jemielniak: Tak, to badania rzeczywiście na czasie, dlatego że wydarzenia bardzo szybko pędzą. Cieszę się, że nam się udało tego rodzaju rzecz zauważyć. Okazało się, że po informacjach o podejrzeniach, że Astra Zeneca może być powiązana z bardzo, bardzo rzadkimi przypadkami zakrzepów, znacznie częściej retweetowanymi, cytowanymi źródłami na ten temat są źródła, które są często posądzane o dezinformację. To może sugerować, że ktoś stoi za napędzaniem kampanii przeciwko AstraZenece.
Bo powiedzmy uczciwie, pierwotna informacja nie jest wymyślona. To znaczy informacje o ewentualnych działaniach niepożądanych tego preparatu pojawiły się w oficjalnych i wiarygodnych źródłach. To nie było wymyślone.
Zdecydowanie tak. I sama kwestia tego, czy AstraZeneca wywołuje w bardzo, bardzo rzadkich przypadkach zakrzepy, czy nie, to jest coś, co muszą zbadać ludzie zajmujący się medycyną. Natomiast to, jak dużo złej prasy uzyskuje Astra Zeneca, to jest trochę pochodną działania mediów, w tym mediów dezinformacyjnych.
Porozmawiajmy więc o metodzie, jaką państwo zastosowaliście. Jak to było badane?
To była bardzo prosta metoda, akurat w mojej branży, powiedziałbym, jedna z prostszych. Wspólnie z moim współpracownikiem, Yaroslavem Krempovychem wykorzystaliśmy po pierwsze scraping danych, czyli zebraliśmy dane z Twittera z hasztagiem #AstraZeneca. To było nieco ponad 200 000 tweetów. Następnie wybraliśmy te, które były w języku angielskim. Potem przeanalizowaliśmy linki, jakie zawierały te tweety. W szczególności, musieliśmy użyć takiego narzędzia autorskiego, które przeklikiwało się przez skracacze linków, takie jak Bit.ly, czy Ow.ly, żebyśmy wiedzieli, jaki jest końcowy link. Następnie przeanalizowaliśmy media, które są wykorzystywane w najczęściej retweetowanych wiadomościach. Okazuje się, że choć przed ogłoszeniem informacji o podejrzeniu możliwych zakrzepów, Russia Today była dość wysoko, było też sporo normalnych mediów, natomiast już po ogłoszeniu informacji o tych podejrzeniach praktycznie w górnej dziesiątce dominują media stanowiące typową dezinformację. W związku z tym zaczęliśmy się zastanawiać, czy warto by może zrobić analizę sieciową. To jest metoda badawcza, która służy właśnie wykrywaniu sieci dezinformacyjnych. No i okazało się, że mamy pewne podejrzenia, że owszem, istnieją pewne zorganizowane grupy ludzi, starających się podbić, nadać pewien większy bieg, niektórym tweetom związanym z AstraZenecą.
Panie profesorze, to spróbujmy prześledzić, co państwo zauważyliście w momencie, kiedy informacja o kontrowersjach dotyczących AstraZeneki się pojawiła, na początku w całkowicie wiarygodnym źródle. Co się wtedy zaczęło dziać?
Tak, to był rzeczywiście bardzo ciekawy moment. Myśmy chronologii dzień po dniu nie badali, natomiast staraliśmy się zbadać całościowo, jakie media były najczęściej retweetowane przed tym momentem ogłoszenia i jakie po. W okresie przed tym ogłoszeniem Russia Today też była wysoko, była nawet numerem 1 w zależności od tego, jakie kryterium przyjęliśmy. Ten portal bardzo dużo pisał o Astrze Zenece także wcześniej. Uderzające jest natomiast to, że po tej informacji o wątpliwościach, wśród 10 najpopularniejszych źródeł, tych których informacje były wśród najczęściej retweetowanych wiadomości, mamy dominację źródeł znanych z dezinformacji. To jest RT, czyli włąśnie Russia Today, Al Arabija, to jest też portal nigeryjski, to są także portale dezinformacyjne z Indii. W związku z tym powstaje pytanie, dlaczego tak się dzieje i rzeczywiście jest to bardzo niepokojące.
My tutaj w Europie oczywiście koncentrujemy się na tym, co dotyczy naszego terenu, decyzji europejskich władz, kontrolujących leki, ale tak naprawdę najwięcej w tej sprawie dzieje się poza terenem Europy. Tu Rosja, Indie nie są przypadkowe.
My nikogo oczywiście nie złapaliśmy za rękę, natomiast istotnie warto zadać sobie pytanie, czy jeśli istnieje kraj, o których wiemy, że nie jest krajem w pełni demokratycznym, który produkuje własną szczepionkę, którą bardzo mocno promuje, którą wykorzystuje także jako narzędzie do bieżącej geopolityki, to czy nie jest potencjalnie możliwe, że ten kraj jest również zaangażowany w kampanie dezinformacyjne i nadmuchiwanie informacji o AstraZenece. Niezależnie od tego, że AstraZeneca także ma różnego rodzaju słabości i wady, które nagłaśniamy. Choćby - żeby daleko nie szukać - kwestię opóźnienia dostaw.
Państwo, zauważyliście, też ciekawy ruch dotyczący ściśle już Europy, Komisji Europejskiej i władz medycznych Unii Europejskiej.
Tak rzeczywiście, zauważyliśmy coś takiego. Przy czym to nie musi znaczyć, że jest jakaś szajka, natomiast zauważyliśmy, że jest pewna grupa, pewien krąg ludzi związanych z Unią Europejską, którzy sobie nawzajem retweetują informacje. W przypadku tego rodzaju pracowników jest całkiem normalne, że się sobie nawzajem podaje dalej informacje, natomiast to jest zauważalny efekt. W związku z tym tego rodzaju sieć traktujemy całkowicie tak samo i raportujemy o tym, że istnieje sieć propagująca sobie nawzajem informacje w sposób trochę nieorganiczny. Bo to raczej nie jest tak, że oni tak po prostu, przypadkiem, z zainteresowania sobie nawzajem informacje retweetują, tylko robią to świadomie, po to, by informacje, które chcą żeby były bardziej powszechne, były widoczne.
Czy tu też dominują te negatywne informacje?
Nie, tutaj nie dominują negatywne informacje. To jest przede wszystkim propagowanie informacji w ogóle dotyczących szczepionek. W związku z tym tutaj nie widzę specjalnie możliwości, żeby dorobić do tego jakąś ideologię, taką jak w przypadku chociażby negatywnych tweetów o AstraZenece. Natomiast warto też patrzeć na ręce, warto tego rodzaju sieci wykrywać. Chciałbym podkreślić jedną rzecz. To, że Twitter jednak stosunkowo słabo sobie radzi z dezinformacją, to w dużym stopniu kwestia ich własnego zaniedbania i my musimy sprawować pewną społeczną kontrolę nad tym, co się na Twitterze dzieje.
Na czym to zaniedbanie polega?
Polega na tym, że Twitter mimo, że badania wielokrotnie pokazują, że nawet 2/3 kont to są konta założone przez boty lub konta założone nie w celach czysto indywidualnych, organicznych, tylko dla farm trolli, nie jest w stanie tego skutecznie zwalczyć. Mimo, że oczywiście technicznie to jest możliwe, są narzędzia badawcze, które to umożliwiają. Ponadto Twitter żyje z tego, że propagują się różnego rodzaju informacje, w tym informacje dezinformujące i w moim przekonaniu nie przeznacza należytej części budżetu na to, aby zapobiegać negatywnym, bardzo często negatywnym, skutkom tego, że informacje dezinformujące są także za pośrednictwem Twittera propagowane.
Jak w tej całej historii wygląda proporcja botów uczestniczących w tym procesie?
Tego nigdy do końca nie będziemy wiedzieli, dlatego że naprawdę świetny bot będzie niewykrywalny. Natomiast wedle obecnych szacunków 70 proc. ruchu na Twitterze to jest ruch stymulowany przez boty. Boje się, że to się będzie nasilało, dlatego że coraz doskonalsze są metody zarządzania tego rodzaju sieciami i coraz trudniej je wykrywać. Tym bardziej więc moim zdaniem Twitter jest odpowiedzialny za to, by ten problem bardziej aktywnie zwalczać.
Teraz pojawiły się kontrowersje głównie w Stanach Zjednoczonych dotyczące kolejnej szczepionki, tym razem firmy Johnson&Johnson. Czy zamierzają panowie badać, co się dzieje wokół tych informacji w sieciach społecznościowych?
To jest otwarte pytanie, być może się temu tematowi, jak najbardziej przejrzymy. Zarówno Yaroslav Krempovych, jak i ja jesteśmy tym tematem żywotnie zainteresowani. Natomiast trzeba pamiętać, że tego rodzaju kampanie dezinformacyjne wzmacniają informacje, które często mają ziarno prawdy, ale to ziarno prawdy jest bardzo wyolbrzymiane. Nie jestem lekarzem, ale z tego co rozumiem, w obu przypadkach to ryzyko zakrzepów jest bardzo, bardzo małe. Medialny odzew jest tu całkowicie poza proporcją.
Proszę mi powiedzieć, czy taki zwykły użytkownik sieci, portali społecznościowych w tym przypadku Twittera może się jakoś sam bronić przed zalewem dezinformacji. Czy ma pan takie praktyczne pewne rady dla nas jako użytkowników, gdzie zaglądać, gdzie nie zaglądać, jak rozpoznawać miejsca, które mogą chcieć nas wyprowadzić na manowce?
Myślę, że szczególnie kluczowa jest tutaj znajomość tego, które źródła są wiarygodne, unikanie klikania w podejrzane linki. Nawet jeśli ktoś nam wysyła je jako informacje ze źródłem, ale to źródło jest albo nieznane albo znane z dezinformacji, nie ma się co w to angażować, to zupełnie nie ma sensu. Starajmy się czerpać informacje wyłącznie z wiarygodnych źródeł. To jest także rola mediów, takich jak chociażby państwa radio, żeby rzetelnie informować. I bardzo się cieszę, że mamy w Polsce, ileś mediów, którym można ufać, w związku z czym nie ma zupełnie potrzeby, żeby szukać mediów egzotycznych, żeby linkować do kogoś, kto snuje jakieś teorie na YouTube. Pewna higiena źródeł jest absolutnie podstawowa. Jeśli wszyscy będziemy się tego trzymali, to nie będziemy mieli problemu.