"Trudno jest dzisiaj poważnie traktować premiera akceptującego sytuację, w której jego minister spraw wewnętrznych utrzymuje, że państwo, którym Donald Tusk zarządza, istnieje tylko teoretycznie. Premier może bardzo lubić i cenić ministra Sienkiewicza, natomiast to jest trochę tak, że ktoś nam pluje w twarz, a my mówimy, że deszcz pada” – ocenia Olgierd Annusewicz z Ośrodka Analiz Politologicznych UW. "Wizerunkowo to jest ryzykowne i odbije się na premierze negatywnie, nie wspominając ministra Sienkiewicza, o którym każdy będzie mógł teraz powiedzieć, że jest ministrem tylko teoretycznie" –dodaje.
Zostawiając ministra Sienkiewicza w rządzie premier będzie narażony na to, że słowa jego ministra o tym, że państwo istnieje tylko teoretycznie, będą powracać i będą premierowi wypominane - tłumaczy Annusewicz. Jego zdaniem brak dymisji Sienkiewicza oznacza, że "premier przyzwala na to, by jego ministrowie w ten sposób mówili i nie spotka ich za to żadna kara". Gdyby było tak, że Donald Tusk odwołałby Bartłomieja Sienkiewicza, to z punktu widzenia komunikacyjnego temat właściwie jest skończony i nie będzie mieć wpływu na preferencje głosujących w wyborach parlamentarnych -podkreśla.
Ekspert spodziewa się, że trudno będzie premierowi pozyskać w wyborach parlamentarnych niezdecydowany elektorat. Twardy elektorat Platformy nadal w większości będzie na tę partię głosować, nie podejrzewam, by tu się coś zmieniło. Wcześniej jednak twierdziłem, że PO ma dużą szansę, by nadal odgrywać istotną rolę, jeśli nie dalej rządzić. Teraz twierdzę, że jeśli to się zmieni, to dlatego, że Donald Tusk nie potrafił dzisiaj zachować się w sposób bardziej zdecydowany - przewiduje.
W poniedziałek premier Donald Tusk - odnosząc się do opublikowanych przez "Wprost" nagrań rozmów m.in. szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i szefa NBP Marka Belki - powiedział, że nie widzi potrzeby dymisjonowania Sienkiewicza. W ocenie Tuska pierwsza analiza rozmowy Belki i Sienkiewicza nie wskazuje na przekroczenie prawa. "Niezależnie od tego, w jak w paskudny sposób wyrażali swoje opinie i oceny, to raczej rozmawiali o tym, jak pomóc państwu polskiemu, a nie jak zaszkodzić" - dodał. Premier mówił też, że po raz pierwszy od 1989 r. mamy do czynienia z zorganizowanym nielegalnym podsłuchem, którego celem byli politycy partii rządzącej.
(mn)