Latem 2014 r. kelner Łukasz N., dziś oskarżony o nielegalne podsłuchy w stołecznych restauracjach, był bliski samobójstwa - wynika z zeznań w sądzie oficera Centralnego Biura Śledczego. Poniedziałek jest kolejnym dniem procesu przed Sądem Okręgowym w Warszawie, w którym oskarżeni w sprawie nielegalnych podsłuchów są: biznesmen Marek Falenta, dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. oraz współpracownik Falenty Krzysztof Rybka.

Latem 2014 r. kelner Łukasz N., dziś oskarżony o nielegalne podsłuchy w stołecznych restauracjach, był bliski samobójstwa - wynika z zeznań w sądzie oficera Centralnego Biura Śledczego. Poniedziałek jest kolejnym dniem procesu przed Sądem Okręgowym w Warszawie, w którym oskarżeni w sprawie nielegalnych podsłuchów są: biznesmen Marek Falenta, dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. oraz współpracownik Falenty Krzysztof Rybka.
Łukasz N. w sądzie (zdj. archiwalne) /PAP/Tomasz Gzell /PAP

Zeznając w sądzie jako świadek, wyższy oficer CBŚ powiedział, że latem 2014 r. poszedł do mieszkania N. z poleceniem spytania, czy nie czuje się on zagrożony w związku z doniesieniami medialnymi na swój temat w sprawie afery. N. spytał go, co policja może mu zaoferować; mówił, że "ktoś za nim jeździ". Odpowiedziałem: "dużą koronę", "małą koronę" oraz czynności ochronne - zeznał świadek (mianem "dużej i małej korony" w policyjnym slangu określa się status świadka koronnego i tzw. małego świadka koronnego - PAP). Według niego było to trzy dni po zatrzymaniu na krótko N. przez ABW. Poprawialiśmy po nich czynności; podeszliśmy do N. po ludzku; jesteśmy w tym dobrzy - zeznał ten oficer CBŚ, naczelnik jednego z wydziałów Biura. Jak dodał, N. mówił potem, że gdyby policja przyszła do niego godzinę później, to powiesiłby się, "bo został z tym wszystkim sam".

"Trzeba się przyznać, bo zostaliśmy sami"

Świadek dodał, że wkrótce po jego wizycie u N., przyszedł on "roztrzęsiony" do Komendy Głównej Policji, mówiąc że "chce się przyznać do wszystkiego". Według zeznającego oficera, gdy padło pytanie, dla kogo nagrywał, N. odpowiedział: "dla Marka Falenty", co robił razem z Lassotą i za co dostał 20 tys. zł. Zostaliśmy wydymani przez Marka Falentę - takie słowa N. przytoczył świadek.

Z zeznań świadka wynika, że N. zadzwonił wtedy do Lassoty, aby i on przyjechał do komendy. Według świadka, gdy to już się stało, N. powiedział Lassocie: Trzeba się przyznać, bo zostaliśmy sami. Gdy potem świadek zwrócił im uwagę, że nagrywali nielegalnie za 20 tys. zł, Lassota powiedział N.: Wiedziałem, że mnie dymasz, bo dałeś mi tylko 2,5 tys. zł.

Zdaniem świadka rozmawiając z N. przy policjantach o tym, kogo nagrali, Lassota powiedział, że "bardzo się bał Jana Kulczyka i jego ochrony". Dlatego tu jesteśmy i chłopaki nam pomogą - odpowiedział mu N. Po złożeniu zeznań N. i Lassota zostali objęci ochroną w ramach "małej korony" - relacjonował świadek. Według niego "N. nadal jest w tym programie, a Lassota zrezygnował z tego po kilku dniach".

Świadek ten zeznał też, że wobec "informacji o realnym zagrożeniu życia i zdrowia Falenty", zgodnie z procedurą udał się do Falenty, by z nim porozmawiać. On odmówił ochrony, którą oferowaliśmy - stwierdził świadek. Na kilka pytań nie odpowiedział, zasłaniając się tajemnicą służbową.

Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Falenta i Rybka nie przyznali się do winy - Lassota i N. przyznali się. N. zeznawał, że Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację wskazał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych". Grozi im do 2 lat więzienia.

Według prokuratury motywy działania oskarżonych miały "charakter biznesowo-finansowy". Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie jego firmy Składy Węgla, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej.
(mn)