Widowiskowy musical, ascetyczne science fiction, a może ładna, ale dość schematyczna opowieść o czarnoskórym chłopcu, której wyróżnieniem Amerykańska Akademia Filmowa spróbuje zatrzeć złe wrażenie z zeszłego roku, kiedy wybuchła afera #OscarsSoWhite? Do kogo powędruje w tym roku Oscar w kategorii najlepszy film? Kogo pominięto? Oto subiektywny przegląd tytułów, z którymi warto się zapoznać przed oscarową nocą.
Trudno nie odnieść wrażenia, że ośmioma nominacjami dla filmu "Moonlight" Akademia próbuje zatrzeć złe wrażenie z zeszłego roku, kiedy wybuchła afera #OscarsSoWhite. Dla nas jest to bez wątpienia najbardziej przeceniany z obrazów walczących o statuetkę dla najlepszego filmu. Na plus: bardzo ważny, opakowany w piękne poetyckie kadry temat o poszukiwaniu tożsamości. Drażni jednak schematyczność fabuły. To film niezły, ale od oscarowego należałoby oczekiwać czegoś więcej.
Jeśli nie Oscar dla "La La Land", to być może dla... "Manchester by the Sea". Nagroda w głównej kategorii dla filmu, który jest bardziej w klimacie brytyjskim niż hollywoodzkim, byłaby czymś dość zaskakującym, ale zrozumiałym. Kenneth Lonergan wyreżyserował na wskroś przejmujący, ale stonowany dramat, nie stosując na widzu emocjonalnego szantażu. O to ostatnie było łatwo, bo film podejmuje tematy ciężkie, dotyczące śmierci, żałoby, poczucia winy i trudów przebaczania. Na plus: doskonałe role Caseya Afflecka i Michelle Williams.
Bardzo zabawny, ale podszyty melancholią i bolesną refleksją - niemiecki "Toni Erdmann" słusznie może zagrozić irańskiemu, również wysoko notowanemu "Klientowi" w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Obraz w reżyserii Maren Ade podejmuje temat trudnych relacji dorosłej córki z ojcem, ale to też swoista satyra na świat korporacji. Na szczęście niejednoznaczna i niestawiająca banalnych tez, za to z mnóstwem niezapomnianych, naprawdę koncertowo zagranych scen.
Jest raczej mało prawdopodobne, że Akademia Filmowa nagrodzi w głównej kategorii film science fiction - o krok od tego była doceniona 3 lata temu aż siedmioma Oscarami "Grawitacja". Warto jednak wspomnieć o "Nowym początku" w reżyserii Denisa Villeneuve, który wymyka się nieco schematom swojego gatunku. Nie zobaczymy tu więc iście kosmicznego widowiska, spektakularnych efektów specjalnych. Historia przybycia obcych na Ziemię stanowi zaś tylko punkt wyjścia do opowieści o człowieczeństwie.
O "Milczeniu" Martina Scorsese najlepiej byłoby pomilczeć. Obraz legendarnego reżysera dostał tylko jedną nominację - za zdjęcia. Czy to karygodna pomyłka, spisek zmierzający do tego, by film o Bogu i wierze nie przebił się do świadomości szerokiego grona widzów? Nic z tych rzeczy... Przykro o tym pisać, ale zdjęcia są rzeczywiście jedynym elementem tego obrazu, który może zachwycić widza i pozwala mu jakoś wytrwać na wyjątkowo dłużącym się seansie. Sama historia miała potencjał, ale zbyt dużo jest w "Milczeniu" nieporozumień - scenariuszowych, obsadowych, dramaturgicznych. Scorsese zdaje się momentami nie wierzyć w inteligencję widza i serwuje mu po prostu pobożną czytankę - a przecież nie o to chyba chodziło.
Szkoda, że o statuetkę w najważniejszej kategorii nie walczą "Zwierzęta nocy". To trzymający za gardło, utrzymany w konwencji thrillera film o zbrodni i zemście, ze znakomicie zarysowanym wątkiem psychologicznym. Obraz, jak przystało na reżysera Toma Forda, jest dopieszczony wizualnie, wysmakowany, współgrający z przepiękną, także pominiętą przez Amerykańską Akademię, muzyką Abla Korzeniowskiego. Tylko jedna nominacja, za drugoplanową, rzeczywiście doskonałą rolę Michaela Shannona, to stanowczo za mało.
"Lobster" Yorgosa Lanthimosa ma tylko jedną nominację - za scenariusz oryginalny - i nie oszukujmy się: nie należy do faworytów. Trudno zrozumieć, dlaczego Akademia nie doceniła tego filmu - pod każdym względem oryginalnego, aktualnego i wartego uwagi. Bez problemu można by tam znaleźć pretendentów również do statuetek w innych kategoriach - nie tylko technicznych, ale też aktorskich. Tę decyzję Akademii przyjmujemy z niedowierzaniem i smutkiem. Pamiętamy jednak o tym, że dobre kino broni się nawet bez nagród.
Natalie Portman kolejny raz udowodniła, że jest wybitną aktorką. Trauma przeżywana przez Jackie po śmierci męża ma w jej wykonaniu wiele odcieni, a bohaterką targają różne, nieraz sprzeczne emocje... Wszystko jest zniuansowane, przemyślane i nieoczywiste... Trudno jednak mieć wątpliwości co do tego, że to zasługa tylko i wyłącznie Portman, a nie scenariusza czy reżysera. Ciekawe, jak wyglądałby ten film, gdyby potencjał drzemiący w historii Jackie został wykorzystany w dużo większym stopniu. Teatr jednej aktorki - nawet tak znakomitej jak Portman - pozostawia pewien niedosyt.
"Dlaczego mówisz 'romantyczny' tak, jakby to była obelga?". To zdanie z rozmowy filmowego Sebastiana z jego siostrą dedykujemy wszystkim, którzy właśnie z tego powodu dyskredytują "La La Land". Odbieranie filmowi Damiena Chazelle’a prawa do sukcesu i nagród właśnie dlatego, że mówi o uczuciach, jest dla nas co najmniej absurdalne. A o czym mówią najwybitniejsze dzieła w historii kina, teatru, literatury?