39 osób zginęło, a ponad 70 zostało rannych w dwóch poniedizałkowych zamachach w moskiewskim metrze. Rosyjskie władze twierdzą, że zamachów bombowych na stacjach Łubianka i Park Kultury dokonały dwie kobiety-samobójczynie.
Czy zamachy będą końcem "liberalnego eksperymentu" w Rosji? Czy pod hasłem walki z terrorem zakończy się odwilż a'la Miedwiediew? Takie zapowiedzi "przykręcania śruby" już się pojawiły. Władimir Putin nie wykluczył zmian przepisów, by skuteczniej walczyć z terrorem.
We wtorek na stacjach Łubianka i Park Kultury tylko kwiaty i pokiereszowane odłamkami ściany przypominają o zamachach. Mieszkańcy Moskwy przekonują, że się nie boją, zresztą w rosyjskiej stolicy nie ma alternatywy dla metra i ludzie muszą z niego korzystać. Wczoraj rano, kiedy schodziłam do metra, było strasznie. Teraz to minęło. Czuję smutek z powodu tego, co się zdarzyło, ale nie czuję strachu - stwierdziła jedna z mieszkanek Moskwy.
Rosyjskie służby poinformowały, że na obu stacjach odnaleziono ciała terrorystek, które weszły do wagonów metra z materiałami wybuchowymi przyczepionymi do ciała. Najprawdopodobniej uda się zidentyfikować ich tożsamość.
Na stacji Łubianka nadal pracują śledczy. Obok miejsca tragedii usytuowano mobilny sztab ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych i MSW. Jak relacjonuje korespondent RMF FM, przed stacją panuje spokój, a przedstawiciele służb nie mają dziennikarzom nic nowego do zakomunikowania.
Mimo strachu mieszkańców Moskwy w kilka godzin po zamachach wagony moskiewskiego metra znów zapełniły się pasażerami. Ludzie muszą jeździć metrem, miasto jest ogromne, a zakorkowanymi ulicami nigdzie nie można dotrzeć - mówił jeden z nich naszemu korespondentowi.
Kilkadziesiąt metrów od miejsca ataku znajduje się gmach Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Żadnej demonstracji siły jednak nie ma i budynek nie jest specjalnie ochraniany. Jak mówią Rosjanie, w wielomilionowej Moskwie ludzie przywykli do zamachów terrorystycznych.
W pobliżu stacji Łubianka - jak opisuje korespondent RMF FM Przemysław Marzec - ulice są zablokowane, widać mnóstwo milicyjnych patroli - funkcjonariuszy z psami, z wykrywaczami metalu; wszyscy mają na sobie kamizelki kuloodporne. W Moskwie nie widać oznak paniki, nic nie wskazuje, że dziś rano doszło tam do dwóch krwawych zamachów - zaznacza nasz dziennikarz, który do centrum Moskwy dotarł jedną z linii metra.
Dezinformują nas nikogo nie obchodzi, że ludzie się denerwują - mówi korespondentowi RMF FM Przemysławowi Marcowi pasażerka moskiewskiego metra. Teraz nie pojechałabym metrem za żadne skarby - dodaje inna. Ale są i tacy, którzy podkreślają, że w Moskwie paniki nie widać. Jest spokojnie - zaznacza mężczyzna, który dodaje, że przyczyn zamachu należy szukać na Kaukazie.
Kilkanaście minut po drugim zamachu na stację Park Kultury zaczęły pojawiać się doniesienia o trzecim ataku terrorystów. Szybko jednak ministerstwo spraw nadzwyczajnych je zdementowało, podkreślając, że to niepotrzebne sianie paniki.
Pierwsza eksplozja nastąpiła o godz. 7.56 czasu moskiewskiego (5.56 czasu polskiego) na stacji Łubianka, w samym sercu stolicy Rosji. Kilkadziesiąt minut później, o godz. 8.39 (6.39 czasu polskiego), doszło do drugiego wybuchu: na stacji Park Kultury, także w centrum Moskwy.