Polscy kibice poturbowali co najmniej jednego policjanta i odpalili kilka świec dymnych w czasie meczu piłkarskiej Ligi Europejskiej między Fulham Londyn a Wisłą Kraków (4:1). Na stadionie Craven Cottage zasiadło kilka tysięcy fanów "Białej Gwiazdy".
Pierwszą świecę odpalono z tylnych rzędów zajmowanych przez kibiców Wisły, którzy przyjechali z Polski około 25 minut po rozpoczęciu gry, a drugą na wysokości 8-10 rzędu wkrótce potem. Dym rozniósł się nad boiskiem, ale turecki sędzia Halis Ozkahya nie przerwał meczu. Przez ten incydent atmosfera na trybunach stała się napięta. Wcześniej żadna z grup nie okazywała wobec siebie wrogości - zaznaczył reporter Piotr Dobroniak.
Już po zakończeniu meczu poturbowany został policjant, który podszedł do grupy kibiców Wisły. Fani byli stłoczeni u jednego z wyjść z trybun, w pobliżu ścianki, na której mieli porozwieszane flagi.
Najwyraźniej policjant próbował zareagować na coś, co stało się w tłumie kibiców i nagle zniknął. Obserwowałem go przez obiektyw. Na jednej klatce go mam, a już na drugiej nie mam, bo gdzieś zniknął. Mógł zostać pchnięty lub podcięty kopniakiem, bo poleciał na ziemię i się nie podniósł - relacjonował fotograf Piotr Apolinarski.
Leżącemu na ziemi policjantowi pospieszyli z odsieczą koledzy - początkowo jeden, a potem większa grupa. Część kibiców została odizolowana, ale policjanci nikogo nie zatrzymali. Niewykluczone, że sprawcy incydentu zostaną zidentyfikowani na podstawie filmu z monitoringu.
W ocenie Apolinarskiego, oprócz świec dymnych i incydentu z policjantem, można mówić o spokojnym przebiegu meczu. Fotograf mówi nawet o "polskim piłkarskim cudzie nad Tamizą", zwłaszcza przy tak dużej grupie ludzi. Ocenia się, że do Londynu przyjechało ok. sześć tysięcy kibiców Wisły.
Brytyjskie media informowały o zbyt dużej - jak na pojemność stadionu - liczbie kibiców Wisły, którzy byli kierowani przez policję do nadmiernie zatłoczonych sektorów.