Brytyjski premier Boris Johnson został przyjęty do szpitala, gdyż gorączka wywołana u niego przez koronawirusa nie ustępuje - poinformowało jego biuro.
W poniedziałek źródła rządowe przekazały, że premier wciąż pozostaje w szpitalu.
Johnson przed 10 dniami poinformował, że testy wykazały u niego obecność wirusa. Zapewniał jednak, że objawy są łagodne i będzie zdalnie kierował pracami rządu.
Za radą swojego lekarza, premier został dziś wieczorem przyjęty do szpitala na badania. Jest to krok zapobiegawczy, ponieważ premier dziesięć dni po pozytywnym wyniku testów nadal ma uporczywe objawy koronawirusa - wyjaśniła rzeczniczka brytyjskiego premiera.
Premier dziękuje personelowi NHS (publiczna służba zdrowia - PAP) za niesamowicie ciężką pracę i wzywa społeczeństwo do dalszego stosowania się do zaleceń rządu, aby pozostać w domu, chronić NHS i ratować istnienia ludzkie - dodała.
27 marca Johnson poinformował na Twitterze, że ma łagodne objawy koronawirusa i zgodnie z zaleceniami medycznymi będzie się izolował przez siedem dni. Zapewnił zarazem, że cały czas będzie kierował pracami rządu poprzez wideokonferencje. W piątek jednak zamieścił następne nagranie, w którym wyjaśnił, że choć upłynęło już zalecane przez lekarzy 7 dni, nadal pozostanie w izolacji, gdyż niektóre objawy choroby - czyli podwyższona temperatura - nadal nie ustąpiły. Zapewnił, że nadal są to łagodne objawy.
W niedzielę kolejne 619 osób zmarło w Wielkiej Brytanii z powodu koronawirusa. Łączna liczba ofiar śmiertelnych w tym kraju wzrosła do 4932 - poinformowało w niedziele brytyjskie ministerstwo zdrowia.
Jeśli chodzi o poszczególne części Zjednoczonego Królestwa, to najwięcej nowych zgonów odnotowano w Anglii - 598, następnie w Walii - 12, Irlandii Północnej - 7 i w Szkocji - dwa.
W piątek Wielka Brytania stała się kolejnym państwem, w którym liczba zgonów z powodu koronawirusa przekroczyła tę w Chinach, gdzie zaczęła się pandemia - obok Włoch, Hiszpanii, USA, Francji oraz Iranu.