Już co najmniej 588 osób nie żyje, a 1835 zostało rannych - to najnowszy bilans nalotów izraelskiego lotnictwa na Liban. Choć izraelska armia zapewnia, że atakuje wyłącznie cele należące do Hezbollahu, libańskie władze twierdzą, że wśród zabitych są i dzieci, i kobiety. Z tego powodu wśród Libańczyków wybuchła panika - wiele dróg zostało zablokowanych przez uciekających, odwołano zajęcia w szkołach i na uniwersytetach, a także zawieszono loty do i z Bejrutu.
W poniedziałek Siły Obronne Izraela (IDF) zintensyfikowały swoje działania przeciwko Hezbollahowi, przeprowadzając serię ataków powietrznych na cele tej terrorystycznej organizacji.
Izraelskie lotnictwo uderzyło głównie w obiekty znajdujące się w południowym i wschodnim Libanie, przy granicy z Syrią. To właśnie tam obecność bojowników wspieranej przez Iran grupy jest najsilniejsza.
Choć izraelskie wojsko zapewniło, że w jak największym stopniu stara się ograniczyć szkody wyrządzane libańskim cywilom, tylko w poniedziałek zginęło prawie 500 osób. To mniej więcej połowa łącznej liczby zabitych Libańczyków podczas trwającej 34 dni wojny między Izraelem a Hezbollahem w 2006 roku.
Z najnowszych informacji, przekazanych we wtorek przez szefa libańskiego resortu zdrowia, wynika, że w izraelskich nalotach zginęło już co najmniej 558 osób, w tym 50 dzieci i 94 kobiety, a 1835 zostało rannych.
Portal stacji CNN podkreślił, że nie wiadomo, ilu spośród zabitych to cywile, a ilu bojownicy Hezbollahu. Faktem jest jednak, że niektóre z obiektów rzekomo należących do Hezbollahu znajdowały się na terenie dzielnic mieszkalnych.
IDF słowami swojego rzecznika, kontradmirała Daniela Hagariego poinformowały, że wśród celów Hezbollahu były m.in. pociski manewrujące o zasięgu kilkuset kilometrów. Przedstawiciel izraelskiej armii zaznaczył, że uzbrojenie było przechowywane w należących do cywilów budynków.
Izraelskie ataki powietrzne na Liban doprowadziły do wybuchu paniki wśród lokalnej społeczności. CNN pisze, że mieszkańcy zaczęli uciekać ze swoich domów po tym, jak na ich telefony zaczęły przychodzić powiadomienia z Izraela wzywające ich do natychmiastowej ewakuacji. Jedna z najbardziej popularnych libańskich rozgłośni radiowych poinformowała, że padła ofiarą ataku hakerskiego i w pewnym momencie audycja została przerwana przez izraelskie ostrzeżenie o ewakuacji.
Mieszkańcy mieli niewiele czasu, aby uciec w bezpieczne miejsce, zanim izraelskie lotnictwo rozpoczęło bombardowanie. Jeden z mieszkańców miasta Tyr w południowym Libanie powiedział w rozmowie z CNN, że słyszał i izraelskie samoloty bojowe, i zrzucane przez nie bomby w pobliżu swojego domu od godz. 5:00 czasu lokalnego w poniedziałek.
Przedstawiciel Libanu w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ wprost przyznał, że nastąpił "exodus" ludności. Jedna z libańskich organizacji pozarządowych przekazała, że przesiedlono już ponad 100 tys. osób.
W zagranicznych mediach pojawiły się liczne relacje mieszkańców, którzy widzieli zniszczone budynki i wyludniające się miasta. Na nagraniach, które zostały udostępnione w mediach społecznościowych, widać zablokowane w różnych kierunkach drogi przez próbujące uciekać osoby. Nie mamy dokąd pójść, nie mamy nic - powiedział agencji AFP Mohamed Hamayda, Syryjczyk przesiedlony z Deir El Zahrani w południowym Libanie.
Wspomniany już minister zdrowia Libanu powiedział, że pojazdy ewakuujące ludzi z obszarów objętych izraelskimi nalotami również zostały "zaatakowane", w tym dwie karetki pogotowia i wóz strażacki. Zdaniem szefa resortu zdrowia Libanu zginęło dwóch ratowników.
Agencja Reutera poinformowała z kolei, że w całym Libanie odwołano zajęcia w szkołach i na uniwersytetach. Wiele z placówek oświaty zamknięto i przekształcono w schrony.
Zawieszono również niektóre loty do i z Bejrutu. Strona internetowa międzynarodowego lotniska w stolicy Libanu podała, że we wtorek odwołano 15 lotów wychodzących i 29 lotów przychodzących różnych linii lotniczych, w tym Qatar Airways, Turkish Airlines i kilku ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Odwołana została również część lotów planowanych na środę, m.in. obsługiwanych przez Qatar Airways. Linie jako uzasadnienie tej decyzji podały "trwającą sytuację" w regionie.
Co ważne, znajdujące się 7 kilometrów od Bejrutu lotnisko jest jedynym cywilnym portem lotniczym w tym kraju.