Debata zwolenników i przeciwników Brexitu zorganizowana na 36 godzin przed rozpoczęciem referendum była największą transmitowaną na żywo dyskusją polityczną w historii BBC. W SSE Wembley Arenie zasiadło 6 tys. wyborców, podzielonych po równo na zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej i tych, którzy liczą na jej opuszczenie. Jedni apelowali o "zagłosowanie za nowym dniem niepodległości", a drudzy mówili o lansowaniu "projektu nienawiści wobec imigrantów".
W debacie stanęli przeciw sobie po obu stronach przedstawiciele największych brytyjskich partii. Argumenty za dalszym pozostaniem Wielkiej Brytanii we projekcie europejskim prezentowali nowy burmistrz Londynu Sadiq Khan, liderka Partii Konserwatywnej w Szkocji Ruth Davidson i sekretarz generalna związku zawodowego TUC Frances O'Grady. Z kolei w imieniu zwolenników wyjścia kraju z Unii Europejskiej argumenty przedstawiali poprzednik Khana na stanowisku burmistrza Londynu Boris Johnson, wiceminister energii Andrea Leadsom i posłanka Partii Pracy Gisela Stuart.
Czy, gdyby dzisiaj odbywało się referendum za wejściem do Unii Europejskiej, zagłosowalibyście za? Jeśli nie - poprzyjcie wyjście - apelowała do wyborców Stuart. Jak podkreślała, integracja europejska jest nieudanym projektem politycznym, który przyniósł katastrofalne skutki gospodarcze. To maszyna niszcząca miejsca pracy - grzmiał Johnson, podkreślając, że obawy o ponownie wprowadzenie ceł w handlu z Europą kontynentalną są błędne.
Co piąty samochód wyprodukowany w Niemczech trafia do Wielkiej Brytanii - czy naprawdę poważnie sądzicie, że będą na tyle szaleni, żeby po naszym wyjściu z Unii Europejskiej nakładać na nas cła? - pytał Johnson. Dodał, że według jego danych zaledwie sześć procent brytyjskich firm handluje z resztą Europy, podczas gdy "nadmierne regulacje musi spełniać sto procent". Z kolei Leadsom kpiła z Unii Europejskiej oceniając, że "dwadzieścia osiem państw członkowskich nie byłoby w stanie się porozumieć nawet co do tego, jakie curry zamówić na wynos, a co dopiero co do warunków wolnego handlu z resztą świata".
Politycy opowiadający się za wyjściem z Unii Europejskiej raz za razem podkreślali, że Wielka Brytania "musi odzyskać kontrolę" nad swą przyszłością. Jak argumentowali, ich zdaniem poziom imigracji do kraju wymknął się rządowi Davida Camerona spod kontroli, powodując znaczący nacisk na usługi publiczne (szpitale, szkoły), a także pogarszając sytuację zawodową wielu Brytyjczyków.
Głos za wyjściem będzie głosem za nowym dniem niepodległości - apelował Johnson apelując do dumy narodowej Brytyjczyków.
Reprezentująca związki zawodowe O'Grady ostrzegła, że potencjalne wyjście kraju z Unii Europejskiej miałoby negatywne konsekwencje dla praw pracowniczych oraz służby zdrowia, w której migranci z pozostałych państw członkowskich stanowią znaczną grupę wszystkich pracowników. Jak podkreślała, argumenty o tym, że legislacja Unii Europejskiej stanowi biurokratyczne obciążenie dla przedsiębiorstw" jest w rzeczywistości mówieniem o pozbyciu się kluczowych praw pracowniczych".
Proeuropejscy politycy krytykowali też zwolenników wyjścia kraju z Unii Europejskiej za prowadzenie negatywnej kampanii dotyczącej migracji do Wielkiej Brytanii.
Khan wskazywał, że publikowanie na ulotkach wyborczych informacji, że "Turcja jest gotowa dołączyć do Unii Europejskiej" jest "kłamstwem", a w połączeniu z eksponowaniem faktu, że Turcja graniczy z Syrią oraz z Irakiem - "straszeniem ludzi". Jak ocenił, kampania zwolenników Brexitu przypomina "projekt szerzenia nienawiści" wobec imigrantów. Przyjmując pewne obawy związane z wysokim poziomem imigracji do Wielkiej Brytanii, Davidson podkreślała z kolei, że kraj "potrzebuje porządnego i wiarygodnego planu, ale oni (zwolennicy Brexitu - PAP) nie mają żadnej alternatywy".
Referendum ws. członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej odbędzie się w najbliższy czwartek.
(mn)