Posłowie eurosceptycznej frakcji rządzącej Partii Konserwatywnej i opozycyjnych ugrupowań z zadowoleniem przyjęli wczorajsza decyzję Izby Gmin o odrzuceniu projektu umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Brakuje jednak konsensusu ws. kolejnych kroków ws. brexitu. Dziś posłowie otrzymają szansę, by wypowiedzieć się, czy Wielka Brytania powinna zdecydować się na wyjście z UE bez umowy. W razie porażki również tego wniosku w czwartek otrzymaliby szansę na przegłosowanie nowej instrukcji dla rządu, aby przedłużyć proces opisany w artykule 50. traktatu UE i w efekcie opóźnić brexit.
Jeśli parlament nie poprze proponowanego przez rząd porozumienia lub opóźnienia brexitu, Wielka Brytania automatycznie opuści Wspólnotę bez umowy o północy z 29 na 30 marca.
Brytyjska Izba Gmin odrzuciła we wtorek wieczorem rządowy projekt umowy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Przeciwko jej przyjęciu zagłosowało 391 posłów, a za - 242 deputowanych (różnica 149 głosów).
Przegrana rządu we wtorkowym głosowaniu jest mniejsza niż w styczniu, kiedy to premier Theresa May odnotowała najwyższą porażkę urzędującego premiera w historii brytyjskiego parlamentaryzmu. Przeciwko propozycji zagłosowało wtedy 432 posłów przy zaledwie 202 głosach poparcia (różnica 230 głosów).
Wczoraj wśród głównych przeciwników porozumienia była m.in. eurosceptyczna grupa 75 deputowanych Partii Konserwatywnej, na której czele stali byli wiceminister ds. brexitu Steve Baker i ekscentryczny milioner Jacob Rees-Mogg.
Twierdzenie, że parlament zdradzi wolę wyborców wyrażoną w referendum, jeśli nie zagłosuje za tym porozumieniem, które też jest przecież jego zdradą, ale rzekomo mniejszą, to "najgorszy wyobrażalny powód, by głosować za tym koszmarnie złym projektem umowy" - tłumaczył Baker. Ocenił taką argumentację jako "szaloną". Nie pozwolę na to, aby moje działanie było determinowane lękiem - dodał.
Z kolei Rees-Mogg przyznał, że w wyniku wtorkowego głosowania wzrosła szansa przeprowadzenia miękkiej formy brexitu lub wręcz organizacji drugiego referendum. Zaznaczył jednak, że wciąż bardziej prawdopodobne jest - preferowane przez niego - opuszczenie Unii Europejskiej bez jakiegokolwiek porozumienia. Ryzyko jest bardzo niskie, biorąc pod uwagę ciężar moralny decyzji podjętej przez 17,4 mln osób, które zagłosowały za wyjściem - argumentował.
Obaj politycy, których głosy zdecydowały we wtorek o odrzuceniu rządowego projektu, będą prawdopodobnie dziś ponownie głosowali wbrew swojej administracji, tym razem popierając właśnie scenariusz bezumownego wyjścia z UE.
Swoją gotowość do zagłosowania za takim rozwiązaniem zasugerował także m.in. wiceprzewodniczący Partii Konserwatywnej James Cleverly.
Premier Theresa May zapowiedziała we wtorek wieczorem, że posłowie torysów - w tym ministrowie - zostaną wyjątkowo zwolnieni z dyscypliny partyjnej i rządowej kolektywnej odpowiedzialności, mając prawo wolnego głosu w tej sprawie.
Sama szefowa rządu zasugerowała jednak, że zagłosuje przeciwko takiemu rozwiązaniu. Wcześniej podobną opinię sygnalizowali m.in. minister finansów Philip Hammond oraz minister pracy i emerytur Amber Rudd, a także większość z 235 posłów Partii Konserwatywnej, którzy we wtorek poparli proponowaną umowę.
Przeciwko wyjściu z UE bez umowy planują także opowiedzieć się posłowie wszystkich opozycyjnych ugrupowań, co powinno pozwolić na jednoznaczne odrzucenie takiej propozycji.
Przeciwnicy tego scenariusza nie zgadzają się jednak ws. dalszych kroków w procesie wyjścia z Unii Europejskiej.
Lider Partii Pracy Jeremy Corbyn ocenił we wtorek, że proponowane przez May porozumienie jest "ewidentnie martwe", a rząd powinien skupić się teraz "na wykluczeniu bezumownego scenariusza, (...) wiedząc dobrze, jakie szkody wyrządziłby on brytyjskiej gospodarce".
Szef laburzystów podkreślił, że "nadszedł czas, abyśmy zorganizowali wybory parlamentarne i by ludzie mogli wybrać, kto powinien być w rządzie". Wbrew naciskom ze strony pro-europejskich aktywistów wewnątrz ugrupowania, nie wspomniał jednak opcji organizacji drugiego referendum ws. brexitu.
Pierwsza minister Szkocji i liderka Szkockiej Partii Narodowej Nicola Sturgeon określiła wynik wtorkowego głosowania za "całkowicie przewidywalny", dodając, że May "powinna zwiesić głowę z uczuciem wstydu".
Wykluczenie brexitu bez umowy i przedłużenie (procedury wyjścia z UE) z artykułu 50. zatrzymałoby tykający zegar i pozwoliło na organizację kolejnego referendum ws. członkostwa w UE. Będziemy wspierali taki plebiscyt, jeśli na karcie do głosowania znalazłaby się opcja pozostania we Wspólnocie - powiedziała.
Sturgeon dodała także, że "szkockie potrzeby i głosy były ignorowane przez brytyjski parlament w trakcie całego procesu brexitu", krytykując rząd za to, że "głos grupki posłów (północnoirlandzkiej - PAP) Demokratycznej Partii Unionistów miał dla deputowanych większe znaczenie niż opinia całego naszego narodowego parlamentu".
Z kolei lider pro-europejskich Liberalnych Demokratów Vince Cable ocenił, że "władza premier jest w ruinie, podobnie jak brexit jako projekt (polityczny)".
On także wezwał do poparcia drugiego referendum ws. wyjścia z Unii Europejskiej, podkreślając, że "wygląda na to, iż opinia publiczna stanowczo popiera pozostanie we Wspólnocie nad przyjęcie tego porozumienia, które nie ma żadnych przyjaciół".
Krytycznie wypowiedzieli się także przedstawiciele biznesu i organizacji branżowych.
Carolyn Fairbarn z Konfederacji Brytyjskiego Przemysłu (CBI) powiedziała, że "konieczne jest nowe podejście" i "nadeszła pora, aby zatrzymać ten cyrk".
Należy przedłużyć artykuł 50 z jasnym planem dalszego postępowania: Partia Konserwatywna musi odrzucić swoje czerwone linie, a Partia Pracy musi usiąść do stołu z prawdziwym zobowiązaniem do znalezienia rozwiązań - oceniła.
W podobnym tonie wypowiedział się dyrektor generalny Brytyjskiej Izby Handlu Adam Marshall, który podkreślił, że jest "absolutnie oczywiste, że ani rząd, ani wiele firm nie jest przygotowanych na nieuporządkowane wyjście z Unii Europejskiej".
Firmy były raz po razie konfrontowane z rozczarowującymi działaniami Westminsteru (brytyjskiego parlamentu), ale dopuszczenie bałaganiarskiego wyjścia w dniu 29 marca wzniosłoby polityczne zaniedbanie na nowe rekordowe poziomy - dodał.