"To była chyba pierwsza bajka, która mnie zafascynowała" - mówi Władysław Kozakiewicz o "120 przygodach Koziołka Matołka". W naszej wersji bajki słynny lekkoatleta wcielił się w rolę jednej z kóz. Sam nie miał wątpliwości, że to właśnie ta postać skrojona jest dla niego na miarę. "Nie miałem żadnych wątpliwości, że o kozie będę mówił" - dodaje sportowiec.
Adam Górczewski: Lubi pan Koziołka Matołka?
Władysław Kozakiewicz: Oczywiście. Czytałem go jeszcze jako młody człowiek. To była chyba pierwsza bajka, która mnie zafascynowała. Czytałem go "duszkiem", tyle, ile można było i później śledziłem w telewizji, gdzie łatwiej go było pooglądać. To była jedna z najciekawszych bajek. Takich, które mają ciekawy morał, także dla dzieci. Tego nie można porównać z telewizją, ale dla nas to była chyba najlepsza bajka. Tak mi się wydaję.
To pana ulubiona bajka czy ma pan jakieś inne, które budzą w panu też tak duży sentyment?
Później już mieliśmy telewizję, gdzie był Bolek i Lolek. To wszystko zmieniło. Koziołek Matołek to była autentyczna bajka, którą się czytało i później dopiero oglądało. Teraz dopiero zacząłem myśleć, czy to moja ulubiona, czy nie. Jedna, którą do tej pory człowiek pamięta. Inne sytuacje, z innych bajek to oczywiście Pchła Szachrajaka. To są rzeczy, których mniej się słuchało, albo nie śledziło. Koziołek Matołek to był, przez całe życie się o nim przypomniało.
Dlatego nie miał pan wątpliwości, żeby wziąć udział w tym nagraniu? Żeby zagrać jedną z kóz?
Nie, nie myślałem o tym. Spodobało mi się, że jest to bajka dla dzieci i że akurat o kozie będę mówił. Nie będę nawiązywał do mojego nazwiska, ani jak do mnie mówili zawodnicy i dziennikarze z całego świata. Nikt nie mówił do mnie tak, jak w Polsce: "Kozak"- jak ktoś, kto podskakuje. Cały świat mówił do mnie "Koza". To jest piękne. Jeśli we Francji ktoś do mnie mówi "le roi koza", to już zaczęło mi się podobać. To nie miało jakiegoś wielkiego znaczenia, ale każdy porównuje mnie z kozą i troszkę buńczucznym człowiekiem.
Czyli ta postać jest jak najbardziej dla pana?
Pasuje! Nie miałem żadnych wątpliwości, że o kozie będę mówił.